Mr_eLka - 2016-04-19 00:40:56

Wspaniali bohaterowie USA którzy obecnie zasiadują w rządzie tego zaiście wielkiego kraju, zesłali nam swoje błogosławieństwo w postaci zmian w Amerykańskim Systemie Nauczania pod nazwą "Common Core". Wspaniałość tego przedsięwzięcia jest nie do zaprzeczenia, jednakże wygląda na to, że ludzie tak prości i żałośni jak ja mają problem z zrozumieniem niektórych zadań z poziomu przedszkolnego i podstawówki. Wygląda na to, że stworzeniom niższym i mniej rozwiniętym od polityków Ameryki, nie jest dane zrozumieć bardziej wysublimowanej logiki Common Core. Jednakże, czemu by nie spróbować przynajmniej zbliżyć się do rządu tego wspaniałego kraju i przyjrzeć się zawartym w tym temacie zadaniom?

http://www.theblaze.com/wp-content/uploads/2014/05/Common-Core-8.png

https://whatiscommoncore.files.wordpress.com/2014/01/math-hw-engageny-cc-grade-1-for-inclusion-class.jpg

https://whatiscommoncore.files.wordpress.com/2014/01/math-ny-2.jpg


Mam nadzieje, że wszyscy będziemy mogli cieszyć się z darów zesłanych ludzkości przez wspaniały rząd Oceanii USA i, że nikt nie będzie próbował wysławiać żadnych ++niedobrych myśli :^).

Kamilo67 - 2016-04-19 10:50:14

A czym to się w ogóle różni od naszych polskich podręczników z matmy do klasy 1., bo nie zauważyłem :/. Tam też są takie łatwe zadania i też chyba tak se trwają po 20 lekcji. Przynajmniej większość czarno-biała, nie ma takiego złodziejstwa jak u nas, że musi być wszystko kolorowe i zmieniane co 2 lata, byle wydać co rok 200 zł na jedną książkę (chociaż jakby się zastanowić tym tragicznym stanem "darmowych książek", za które będzie musiał przepłacać inny rocznik, a nie ma w nich nawet obrazków, to nie wiem co lepsze).

Mr_eLka - 2016-04-19 13:27:09

Kamilo67 napisał:

A czym to się w ogóle różni od naszych polskich podręczników z matmy do klasy 1., bo nie zauważyłem :/. Tam też są takie łatwe zadania i też chyba tak se trwają po 20 lekcji. Przynajmniej większość czarno-biała, nie ma takiego złodziejstwa jak u nas, że musi być wszystko kolorowe i zmieniane co 2 lata, byle wydać co rok 200 zł na jedną książkę (chociaż jakby się zastanowić tym tragicznym stanem "darmowych książek", za które będzie musiał przepłacać inny rocznik, a nie ma w nich nawet obrazków, to nie wiem co lepsze).

Zgodzę się ++całkowicie ++dobry obywatelu. Te zadania --różnią się od dzisiejszych zadań a nawet są bardziej ++dobre! Myśleć inaczej było by ++niedobrą ++zbrodniomyślą.

Oto kilka innych zadań od Wielkiego Brata.

https://pbs.twimg.com/media/Bf4gA0VIUAAtu4J.jpg

https://pbs.twimg.com/media/BX7CikYCYAAhzQX.jpg

http://thetruthwins.com/wp-content/uploads/2014/04/Common-Core-Math-Problem-450x605.png

Baron - 2016-04-20 22:55:20

Za chwile bedzie u nas jak idiotesty.

Mathias - 2016-04-21 22:55:59

Amerykański system edukacji to jakaś porażka. Próbowaliśmy ostatnio z Mr eLką dojść do sensu tych wszystkich zadań. Sensu nie znaleźliśmy, poza oczywistą indoktrynacją najmłodszych. Pewnie prędzej czy później wprowadzą podobne rozwiązania u nas, system testowy to początek. Generalnie szkoda gadać.

Sauron - 2016-04-22 11:38:33

Wygaszamy normalne myślenie. A przynajmniej to co z niego zostało.

Jestem pod wrażeniem, jak łatwo można proste zadania zmienić w katorgę. Doliczając do tego te wielkie ciężkie plecaki. Kombinowałem ile mogłem, żeby nie brać np. podręcznika czy dwóch i nieco odciążyć plecak. Teraz na studiach jeżdżę na zajęcia z pustym plecakiem poza zeszytem czy dwoma, ciuszkami na przebranie i czymś do przegryzienia i popicia. Okazyjne książki z biblioteki, ale je po prostu czytałem z domu a nie wlekłem po całym mieście bez dobrego powodu.

Wygaszamy.
Wygaszamy.
Wygaszamy.

Kamilo67 - 2016-04-22 16:03:10

W podstawówce nam mówili, że mamy sobie mniejsze zeszyty nosić, bo niszczymy sobie plecy. Ciekawe co mi to da jak do angielskiego zawsze muszą być dwie wielkie, do polskiego też dwa grubasy (i później setki zeszytów, bo trzeba dużo pisać, a później się nie da uczyć z tych notatek, bo zamiast zrobić krótkie zdanie, to się robi wypowiedź jakbym poetą normalnie był). Wielka książka do informatyki, z której się w ogóle nie korzystało itd.

W gimnazjum są podobne rozmiary książek, ale nie ma już tej do informatyki. Za to trzeba kupować książki do religii, z których się nie korzysta, a w tym roku ksiądz mówił nam, że wolałby jakby jeszcze te najdroższe, najnowsze kupiono... Lepiej było rok temu z katechetą, który sam nam powiedział jak to się "zmieniały" te książki, że tylko okładka, a w środku wszystko identyczne. Poza tym, książki są normalne, jedynie te do języków wielkie mam.

Co do samego tematu, to ciekawe co to za zdenerwowany rodzic pisał w tym ostatnim obrazku :P.

Sauron - 2016-04-22 17:27:31

Cóż co do religii to mamy inne spostrzeżenia. W moim przypadku katecheci to byli kompletni dekle, co powinni się raczej w wariatkowie znaleźć. Księża byli w porządku. Mój ksiądz z gimnazjum był otwarty na różne światowe tematy, rozmawialiśmy o różnych technicznych nowościach, komputerach, telefonach, sporcie. Inny też był zabawny, bo parę razy przychodził z główką kapusty i ją tak po prostu konsumował. W liceum akurat wypadła zmiana naszego księdza, który był taki łagodny i rozanielony, trochę jakby wpół wniebowzięty. Potem przyszła zmiana i pojawił się ksiądz młody i nowoczesny. Organizował różne przyjęcia kulturalno-sportowe i ogólnie prezentował się całkiem nieźle.

Za to pierwsza osoba, która uczyła mnie religii, katechetka była wyjątkiem spośród wielu. Dedykacji jej nie brakowało, jeździła też na misje. Pewnego dnia złapała tam w Afryce tropikalną chorobę i zmarła. Cóż, do końca na posterunku.

Co do książek, to raz kupiona była książka do religii i już nigdy więcej. Może katecheci bardziej na to nastawali, ale księża mieli to gdzieś. Zresztą religia była dobrą 45 min porą luzu, odrobienia lekcji na kolejne zajęcia czy szybkiego doedukowania się na sprawdziany. Standard.

Najdroższe książki są do języków obcych, szczególnie angielskiego. Z resztą różnie bywało.
Książka do informatyki? Bleh, nigdy nie lubiłem pisania czegokolwiek z informatyki. Dla mnie to było jakbym się uczył pływania na sucho. By uczyć się o kompie potrzeba kompa. Na szczęście nie musiałem 2 godziny pisać BHP pracowni.

Baron - 2016-04-23 13:59:45

Spotkales świętą! To miales szczecie!

Xeno - 2016-04-23 15:33:22

Człowiek się uczy radzić całe życie, W podstawówce kupował wszystko co kazali, w gimnazjum co ważniejsze książki i zeszyt do każdego przedmiotu, technikum czas noszenia zeszytu na 2/3 przedmioty i 1 lub 2 książki bardzo potrzebne, a na studiach mam 3 zeszyty na semestr bez książek xD.

Mr_eLka - 2016-04-23 15:55:09

HA! U mnie wystarczyło tylko oświadczenie o dysgrafii (moje pismo jest tak nieczytelne, że aż boli), aby pozwolono mi nosić do szkoły zeszyt elektroniczny. Fajna sprawa, zamiast szukać dziesięciu zeszytów, to masz dwa duże do matematyki i chemii, jeden mały do biologii tylko na rysunki a reszta zawarta jest w małym, poręcznym Pendrive.

Książki niestety trzeba nosić dalej, ale to się nie weźmie książki kiedy z Polskiego robi się lekturę, to się nie weźmie ćwiczeniówki bo i tak rzadko co się robi, i nagle noszenie plecaka nie jest aż tak koszmarne.

Za to narzekałbym bardziej na jakość książek, niż na ich ciężkość. Już mógłbym zaakceptować chodzenie z księgami o wadze dużej płytki betonu, gdyby nie fakt, że nie zawierają one wszystkiego co potrzeba.

Wyobraźcie sobie jak to jest, kiedy jest się biednym, zmęczonym codziennym życiem uczniem Biol-Chemu, który za zadanie ma nauczyć się na temat roślin nagonasiennych bez pomocy nauczyciela, bo oczywiście było się chorym. W końcu zbierasz się na naukę, otwierasz książkę, czytasz, zaczynasz rozumieć... i nagle książka zaczyna opisywać budowę szyszki, nie dając ci rysunku szyszki.

BRAVO NOWA ERA
R
A
V
O

N
O
W
A

E
R
A

Asiņains - 2016-04-23 16:25:31

Studiuję dwa kierunki i wystarcza mi jeden zeszyt A4 na cały tydzień. Oczywiście w szkołach trzeba mieć każdy zeszyt od czego innego, ale na studiach to tylko i wyłączna sprawa studenta. Co do samego Common Core, do jakiego wieku jest to skierowane ?

Kamilo67 - 2016-04-23 17:00:39

Sauron napisał:

Cóż co do religii to mamy inne spostrzeżenia. W moim przypadku katecheci to byli kompletni dekle, co powinni się raczej w wariatkowie znaleźć. Księża byli w porządku. Mój ksiądz z gimnazjum był otwarty na różne światowe tematy, rozmawialiśmy o różnych technicznych nowościach, komputerach, telefonach, sporcie. Inny też był zabawny, bo parę razy przychodził z główką kapusty i ją tak po prostu konsumował. W liceum akurat wypadła zmiana naszego księdza, który był taki łagodny i rozanielony, trochę jakby wpół wniebowzięty. Potem przyszła zmiana i pojawił się ksiądz młody i nowoczesny. Organizował różne przyjęcia kulturalno-sportowe i ogólnie prezentował się całkiem nieźle.

Za to pierwsza osoba, która uczyła mnie religii, katechetka była wyjątkiem spośród wielu. Dedykacji jej nie brakowało, jeździła też na misje. Pewnego dnia złapała tam w Afryce tropikalną chorobę i zmarła. Cóż, do końca na posterunku.

Co do książek, to raz kupiona była książka do religii i już nigdy więcej. Może katecheci bardziej na to nastawali, ale księża mieli to gdzieś. Zresztą religia była dobrą 45 min porą luzu, odrobienia lekcji na kolejne zajęcia czy szybkiego doedukowania się na sprawdziany. Standard.

Najdroższe książki są do języków obcych, szczególnie angielskiego. Z resztą różnie bywało.
Książka do informatyki? Bleh, nigdy nie lubiłem pisania czegokolwiek z informatyki. Dla mnie to było jakbym się uczył pływania na sucho. By uczyć się o kompie potrzeba kompa. Na szczęście nie musiałem 2 godziny pisać BHP pracowni.

Mnie bardziej chodziło tylko o książki, chociaż i tak u mnie lepszy jest ten katecheta. Jeden z niewielu normalnych, lekcje dostosowane do różnych wydarzeń religijnych czy świąt co akurat były. Omawialiśmy też dokładnie wszystkie przykazania (wiadomo, klasyk na religii, że się to powtarza). Zobaczyliśmy też parę ciekawych filmów. Gorzej dla mnie było, że większość zadań to były krzyżówki/rysunki. Nie mam do tych rzeczy talentu i to trochę robienie z człowieka przedszkolaka, co tylko bazgrać coś tam potrafi bo tylko na religii zawsze takie dziwne rzeczy. Wolę coś napisać, z wyjątkiem polskiego, gdzie jest chory system 10 punktów, co robi z wypracowania przedmiot ścisły (mogę napisać pięknie bardzo, ale nie zrobię jak było w kluczu i np. jeden błąd językowy więcej i mogę mieć niewiele lepiej od tego co 3 razy gorzej pisał).

Z księdzem trochę słabsze lekcje, bo nie nadaje się do tego. Nie potrafi zrobić ciszy w sali, żeby tego się dało słuchać i odpowiada z całą powagą od osób, co często robią je dla żartów lub są po prostu obraźliwe. Ostatnio było coś o i protestantyzmie, warte uwagi, żeby znać różnice pomiędzy swoją religią i tą, ale też taka sobie była lekcja.  Parę ciekawych filmów oglądaliśmy, chociaż ostatnio dość marny - polski film z lat 90., nazywa się Dekalog i w sumie nie wiem o czym on w ogóle jest, bo tam nic z przykazaniami on nie miał wspólnego dużo. Szukałem tego w internecie, ale zupełnie inny film wyskakuje.


Mr_eLka napisał:

HA! U mnie wystarczyło tylko oświadczenie o dysgrafii (moje pismo jest tak nieczytelne, że aż boli), aby pozwolono mi nosić do szkoły zeszyt elektroniczny. Fajna sprawa, zamiast szukać dziesięciu zeszytów, to masz dwa duże do matematyki i chemii, jeden mały do biologii tylko na rysunki a reszta zawarta jest w małym, poręcznym Pendrive.

Książki niestety trzeba nosić dalej, ale to się nie weźmie książki kiedy z Polskiego robi się lekturę, to się nie weźmie ćwiczeniówki bo i tak rzadko co się robi, i nagle noszenie plecaka nie jest aż tak koszmarne.

Za to narzekałbym bardziej na jakość książek, niż na ich ciężkość. Już mógłbym zaakceptować chodzenie z księgami o wadze dużej płytki betonu, gdyby nie fakt, że nie zawierają one wszystkiego co potrzeba.

Wyobraźcie sobie jak to jest, kiedy jest się biednym, zmęczonym codziennym życiem uczniem Biol-Chemu, który za zadanie ma nauczyć się na temat roślin nagonasiennych bez pomocy nauczyciela, bo oczywiście było się chorym. W końcu zbierasz się na naukę, otwierasz książkę, czytasz, zaczynasz rozumieć... i nagle książka zaczyna opisywać budowę szyszki, nie dając ci rysunku szyszki.

BRAVO NOWA ERA
R
A
V
O

N
O
W
A

E
R
A

Moje pismo jest też słabe, ale dysgrafii nie mam i raczej nie chcę mieć. Jedynie irytuje mnie, że jak ktoś nie ma tego, a słabo pisze, to nauczyciel głupio to komentuje, a mając dysgrafię nic nie może mu powiedzieć. A przecież to nie zależy od tego czy komuś się nie chciało ćwiczyć pisania a drugi po prostu nie potrafi, a jedynie od tego komu chce się to zrobić. Nic nie mam do tych wszystkich "dys-ów", ale niech oosoby bez tego też będą sprawiedliwie traktowane.

Te pseudo-darmowe podręczniki podobno też nie mają obrazków i jest to wielkim problemem. Cóż, lepiej po prostu mieć pod ręką profesjonalne źródła (encyklopedie z dobrych wydawnictw, wikipedia itp.) niż książki w stanie, na który szkoda słów.

Mr_eLka - 2016-04-23 17:01:04

Asiņains napisał:

Co do samego Common Core, do jakiego wieku jest to skierowane ?

Podstawówka i przedszkole.

Mathias - 2016-04-23 21:21:30

Na studiach mam do każdego przedmiotu 0.5 - 1 zeszytu (A5-A4) w zależności od potrzeb, szczerze powiedziawszy stałem się pod tym względem niezwykle pedantyczny, bo w szkole nigdy na zeszyty nie zwracałem jakiejś szczególnej uwagi i pisałem w byle czym i byle jak (za co od czasu do czasu obrywałem minusem czy słownym upomnieniem) :p. Nie mniej szerzenie w szkole staranności i porządku w notatkach, w tym obowiązek posiadania osobnego zeszytu do każdego przedmiotu, uważam za rzecz pozytywną, oczywiście w granicach rozsądku. Przy czym mówię to z perspektywy studiów prawniczych, na kierunkach ścisłych estetyka może aż tak ważna nie jest, u mnie to element składowy (np. na egzaminach nie wolno poprawiać w żaden sposób odpowiedzi na teście, skreślenia przy pracach opisowych również są dość nieżyczliwie odbierane).
Do zeszytu elektronicznego bym się chyba nie przekonał, jestem tradycyjnym kopistą pod tym względem. Nie mniej na pewno jest to wygoda.

kamilo67 napisał:

Moje pismo jest też słabe, ale dysgrafii nie mam i raczej nie chcę mieć. Jedynie irytuje mnie, że jak ktoś nie ma tego, a słabo pisze, to nauczyciel głupio to komentuje, a mając dysgrafię nic nie może mu powiedzieć. A przecież to nie zależy od tego czy komuś się nie chciało ćwiczyć pisania a drugi po prostu nie potrafi, a jedynie od tego komu chce się to zrobić. Nic nie mam do tych wszystkich "dys-ów", ale niech osoby bez tego też będą sprawiedliwie traktowane.

Te dysfunkcje wszystkie powinno się zlikwidować. Przykładowo ja mam zaburzenie kierunków prawo-lewo (z uwagi na leworęczność i delikatnie zaburzoną koordynację wzrokową), co bywa kłopotliwe, ale nie przyszłoby mi do głowy domagać się jakichkolwiek zaświadczeń w związku z tym. Tak samo nie umiem ładnie malować i nie dostałem zwolnienia z plastyki. Dysgrafia to zwykły wykręt, kiedyś pisałem szkaradnie, po cierpliwych treningach kaligraficznych mam całkiem estetyczne pismo. Z kolei mój kolega bez dysgrafii pisał fatalnie i podobnie jak Ty otrzymywał głupie docinki co do swojego pisma.

MrElka napisał:

Wyobraźcie sobie jak to jest, kiedy jest się biednym, zmęczonym codziennym życiem uczniem Biol-Chemu, który za zadanie ma nauczyć się na temat roślin nagonasiennych bez pomocy nauczyciela, bo oczywiście było się chorym. W końcu zbierasz się na naukę, otwierasz książkę, czytasz, zaczynasz rozumieć... i nagle książka zaczyna opisywać budowę szyszki, nie dając ci rysunku szyszki.

Faktycznie trochę bez sensu, na biolchemie wielu rzeczy warto się uczyć na schematach i rycinach. No ale widzę tu też pozytyw - podręcznik namawia do samodzielnego sporządzenia schematu szyszki na podstawie tekstu i tym samym utrwalenia sobie informacji :p. W ten sposób trzeba (i warto!) sobie nieraz radzić na studiach niezależnie od kierunku.
Co do "darmowych" podręczników... a, szkoda strzępić ryja, edukacja III RP to pasmo dziwnych eksperymentów. W tym wypadku idea niezła, wykonanie typowo polskie.

Asiņains - 2016-04-23 21:52:32

Weźmy również pod uwagę, że "nowe społeczeństwo" jest nastawione na mniejsze myślenie, niż my byliśmy za młodego wieku. Wiele młodych osób nie używa tego, czego uczy się w szkole poprzez różne ułatwienia w postaci np. kalkulatorów, czy internetu ( wliczając również to, że siedzą przed sprzętem elektronicznym przez większość część dnia ). Zapominają podstaw, czyli na przykład słynne "pisemne" liczenie różnicy dwóch liczb. Z tego co widzę, Common Core próbuje nauczyć młode osoby podstaw poprzez inne metody. To jest tylko przedszkole/podstawówka, a zapewne w gimnazjum i wyższych szkołach powrócą do normalnych metod nauczania.

Kamilo67 - 2016-04-23 22:07:06

Asiņains napisał:

Weźmy również pod uwagę, że "nowe społeczeństwo" jest nastawione na mniejsze myślenie, niż my byliśmy za młodego wieku. Wiele młodych osób nie używa tego, czego uczy się w szkole poprzez różne ułatwienia w postaci np. kalkulatorów, czy internetu ( wliczając również to, że siedzą przed sprzętem elektronicznym przez większość część dnia ). Zapominają podstaw, czyli na przykład słynne "pisemne" liczenie różnicy dwóch liczb. Z tego co widzę, Common Core próbuje nauczyć młode osoby podstaw poprzez inne metody. To jest tylko przedszkole/podstawówka, a zapewne w gimnazjum i wyższych szkołach powrócą do normalnych metod nauczania.

Ale to właśnie w przedszkolu/podstawówce łatwo wbić w głowę młodym ludziom pewne nawyki, które później mogą pozostać do końca życia, o ile się ich nie zlikwiduje.

Xeno - 2016-04-23 23:49:47

Nie prawda. Ja w podstawówce i gimnazjum nie używałem kalkulatora tylko wszystko było liczone w pamięci i pisemnie, a na studiach mam kalkulator naukowy i na nim wszystko liczę i się uwsteczniam bo nawet proste liczenie na nim wykonuje i sam to już zauważam.

Mr_eLka - 2016-04-24 00:04:26

Asiņains napisał:

Weźmy również pod uwagę, że "nowe społeczeństwo" jest nastawione na mniejsze myślenie, niż my byliśmy za młodego wieku. Wiele młodych osób nie używa tego, czego uczy się w szkole poprzez różne ułatwienia w postaci np. kalkulatorów, czy internetu ( wliczając również to, że siedzą przed sprzętem elektronicznym przez większość część dnia ). Zapominają podstaw, czyli na przykład słynne "pisemne" liczenie różnicy dwóch liczb. Z tego co widzę, Common Core próbuje nauczyć młode osoby podstaw poprzez inne metody. To jest tylko przedszkole/podstawówka, a zapewne w gimnazjum i wyższych szkołach powrócą do normalnych metod nauczania.

Nawet jeśli, to PO CO? Bezpodstawne komplikowanie prostych zadań wcale nie pomoże, co najwyżej przeszkodzi jeszcze w nauce. Znacie takie powiedzenie jak "Nie naprawiaj tego co nie jest zepsute?"

Mathias - 2016-04-24 00:24:46

Właśnie, podstaw należy nauczać w sposób prosty i zrozumiały, a Common Core czyni dla tego typu zagadnień bardzo nieintuicyjne zadania.

Asiņains - 2016-04-24 05:04:05

Nie mówię, że wszystkie zadania są potrzebne, ale skoro amerykańscy młodzi ludzie są 'AŻ TAK TĘPI', to próbują coś z tym zrobić. Pamiętajcie również, że mentalność rodziców się bardzo zmieniła przez te lata.

Mathias - 2016-04-24 11:58:39

Ja bym raczej stawiał, że głupota amerykańskiego społeczeństwa bierze się ze złego systemu edukacji pełnego idiotycznych eksperymentów typu Common Core, więc odwrotnie widziałbym tu łańcuch przyczyna-skutek. Gdyby próbowali coś z tym zrobić, to by zmienili materię programową, która na poziomie szkoły powszechnej stanowi drobny ułamek, tego co mamy w Polsce (a przecież u nas też szału nie ma z edukacją) i w związku z tym ewentualnie metody nauczania. W tym wypadku mieszają tylko metodami, co wg mnie przyniesie skutek odwrotny od zamierzonego (zakładając, że państwu nie chodzi o ogłupianie społeczeństwa, aby łatwiej nim rządzić).

Baron - 2016-04-24 19:32:11

W koncu szkola jest po to zeby ,,bezsensownie" sie wysilac. Podobnie jak sport. Po co oni biegaja jak moga podjechac samochodem? Absurd. Sam wysilek jest sensem. Likwidacja wysilku produkuje kaleki umyslowe i fizyczne.

Mathias - 2016-04-24 20:49:20

Dokładnie, to w ogóle jest problem współczesnego społeczeństwa - dążenie do nieróbstwa. W ten sposób samo się ono ogranicza.

http://pieniomeble.online zaproszenia ślubne legowiska dla psa hotelstayfinder