Tajemnice Antagarichu | Heroes 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 Forum

Tajemnice Antagarichu | Heroes 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 Forum

Ogłoszenie

Witamy w Królestwie!


#1 2012-12-31 19:27:57

 Deferdus

Wojownik

7242199
Skąd: Krewlod
Zarejestrowany: 2010-12-31
Posty: 812
Miasto: Twierdza i Zamek
Kampania: Ostrze Armagedonu
Jednostka: Strzelcy, Kapłani
Bohater: Gelu
Magia: Nie określona

Creepypasta

Skoro to jest dział z opowiadaniami to nie może tu zabraknąć creepypast. Creepypasta to inaczej przerażająca opowieść np.:

Irvine w Kalifornii. Miasto, w którym dorastałem. Po tym, czego doświadczyłem, żałuję, że tam nie zostałem... ale zanim do tego dojdę, pozwólcie mi opowiedzieć całą historię od początku.

Nazywam się Cameron Wilkinson. Przeprowadziłem się z żoną oraz dwójką synów (Daniel, lat 6 i Hunter, lat 12) do Houston, wcześniej mieszkając w zamożnej dzielnicy. Powód? Jestem agentem nieruchomości i zostałem przeniesiony do oddziału w Houston, a chciałem mieć rodzinę bliżej miejsca pracy. Niestety, najwygodniejszą lokalizacją okazało się Alief w południowo-zachodniej części miasta. Jeśli jeszcze tego nie wiecie, Alief ma okropną opinię - te wszystkie przestępstwa, gangi i cała reszta... Jednakże, miałem nadzieję, że nie wpłynie ono negatywnie na moje dzieci, ponieważ zostały dobrze wychowane.

Po spędzeniu tygodnia w lokalnym hotelu, w końcu znalazłem dom w Alief, który mi się podobał. Niedrogi. Kiedy spytałem się sprzedawcy, dlaczego tak tanio, odpowiedziała mi, że dawniej w 1996 roku, dom był miejscem brutalnego moderstwa całej rodziny, a sprawa wciąż pozostawała nierozwiązana. Taka historia normalnie mogłaby odstraszyć potencjalnych kupców, ale mnie osobiście to nie przeszkadzało. Przecież przeszłość to przeszłość. Czemu miałoby mnie to powstrzymać przed skorzystaniem z takiej dobrej oferty? Kupiłem dom i nie powiedziałem rodzinie o jego sekrecie, żeby się nie bali.

Niedługo po rozpakowaniu rzeczy i urządzeniu nowego mieszkania, zostaliśmy powitani przez sąsiadów. Wbrew temu, czego oczekiwałem, ludzie z sąsiedztwa byli bardzo życzliwi i podarowali nam trochę meksykańskich potraw domowej roboty. Rodzinie bardzo smakowały.
Zapisałem synów do szkoły a potem cieszyłem się siedmiominutową jazdą do pracy. Wszakże, zachowywałem dystans do niektórych sąsiadów, po tym jak usłyszałem, że utrzymują kontakty z gangami i mają problemy z narkotykami. Kiedy wszystkie sprawy zostały załatwione, stwierdziłem, że spodoba nam się życie w tych okolicach. Niemniej jednak, jakiś czas później poczułem, że bardzo się jak bardzo się myliłem...

Żona powiedziała mi, po jakichś dwóch tygodniach, że czuje się cholernie nieswojo, musząc przebywać całymi dniami w domu, podczas gdy ja i dzieci jesteśmy w pracy lub szkole. Powiedziała też, że czuje jakby ktoś ją obserwował a czasami słyszy śmiech dzieci w poszczególnych częściach budynku; w szczególności w pokoju Daniela. Wspomniała także o tym, że słyszy stłumione krzyki i kątem oka dostrzega ciemne kształty.
Jako, że nigdy nie byłem sam w domu, nigdy nic dziwnego nie usłyszałem. Jedyną niezwykła rzeczą był fakt, że Daniel zamykał się sam w swoim pokoju, ale Hunter powiedział, że nie zauważył w tym nic nadzwyczajnego.
Powiedziałem Sharon, że to może być tylko jej wyobraźnia, biorąc pod uwagę jej problemy z niewyspaniem. Po jakimś czasie, niechętnie się ze mną zgodziła, a lekarz przypisał jej więcej tabletek na bezsenność.

Daniel zbudził mnie o 3 rano i zapytał się, czy jego nowy kolega może zostać na noc. Zdezorientowany, spytałem o którego kolegę chodziło, a on odpowiedział, że ma na imię Luis. Przekonany, że to tylko wymyślony przyjaciel, zgodziłem się. Daniel poszedł do swojego do pokoju, a ja wróciłem do łóżka.
Jeszcze zanim zasnąłem, usłyszałem przez ścianę jak Daniel do kogoś mówi. Wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, pojawił się głos innego dziecka. Wstałem i udałem się do pokoju syna. Zapytałem się gdzie jest Luis. Kiedy odpowiedział, że Luis stoi obok niego, trochę się zdenerwowałem, ale doszedłem do wniosku, że Daniel po prostu zaczął udawać jakiś inny głos. Kazałem mu iść spać, a sam wróciłem do sypialni. Usłyszałem śmiech Daniela, a po chwili pojawił się jeszcze jeden. Jednakże, to było dziwne. Pogłos rozchodził się po pokoju, ale wyglądało na to, że Sharon nic nie słyszała, ponieważ jej sen trwał niezakłócony. Wmówiłem sobie, że to tylko Daniel i zasnąłem. Sen, który mnie nawiedził był przerażający...

Wszystko było inne. Znajdowałem się w domu, ale meble, zasłony i sposób, w jakim urządzono budynek były odmienne. Stałem w pomieszczeniu, które wydawało się pokojem Daniela. Po około dwóch minutach, zauważyłem, że to świadomy sen; mogłem kontrolować swoje działania. Wyszedłem na korytarz, a to co zobaczyłem zaniepokoiło mnie: oderwana ręka, a sądząc po wielkości, należała do małego dziecka. Podążyłem śladem krwi, do pomieszczenia, które aktualnie używaliśmy jako pokój komputerowy i moim oczom ukazały się trzy ciała. Doszedłem do wniosku, że odcięte ramię musiało należeć do małej dziewczynki, na oko 8 lat. Rozebrana do naga, oprócz bielizny. Na jej klatce piersiowej i brzuchu znajdowało się co najmniej trzydzieści ran kłutych, a wnętrzności leżały na wierzchu. Obok znajdował się mężczyzna w wieku około 35-40 lat. Także miał pełno ran kłutych, a jego gardło było głęboko poderżnięte; kręw wciąż wypływała spod nacięcia. Ostatnie ciało miało na sobie czarną koszulę w białe paski. Tak właściwie, przez tą całą krew ciężko było stwierdzić, czy naprawdę były białe. Między ramionami leżała duża, wydrążona dynia, a kiedy ją podniosłem, odkryłem, że pod spodem nie ma głowy. Biedny człowiek został pozbawiony głowy, ale patrząc na ciało, można wnioskować, że zginął od ran w okolicach serca.
Teraz byłem cholernie wystraszony. Poszedłem do kuchni, gdzie zobaczyłem kobietę, prawdopodobnie matkę, wciąż kaszlącą z podciętym gardłem. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Po kilku sekundach, upadła na podłogę i umarła a ja pobiegłem do tylnich drzwi, ale były zamknięte. Wyjrzałem za okno i zauważyłem chłopca, 10-11 lat, zwisającego z drzewa. Wnętrzności leżały rozrzucone na ziemi. Czułem rosnącą we mnie panikę.
Miałem spróbować wyjść drzwiami frontowymi, i wtedy właśnie wpadłem na jakiegoś faceta. Wyglądał na nieco ponad 20 lat, ubrany w białą, zakrwawioną koszulę. Powiedział: "Luis uciekaj, spróbuję go jakoś zatrzymać!" W oszołomieniu i strachu nie zastanowiłem się nad tym, co przed chwilą usłyszałem i pobiegłem do ubikacji z oknem. W ruchu zajrzałem za siebie i zobaczyłem jak mężczyzna walczy z napastnikiem. Poza tym, dostrzegłem, że wszystkie linie telefoniczne zostały odcięte. Mężczyzna powalił agresora i zaczął biec w moją stronę. Kiedy się zbliżał, nagle upadł na podłogę. Napastnik rzucił nożem, który utkwił w jego głowie. Wbiegłem do łazienki i spojrzałem w lustro. To nie byłem ja, mogłem mieć jakieś 6 albo 7 lat. Teraz wszystko miało sens, w tym śnie byłem Luis'em. Dlatego ten facet tak mnie nazwał. Ale wtedy przypomniało mi się, co się stało zanim zasnąłem - mojego syna rozmawiającego z kimś o imieniu Luis. Wszystko jasne. Luis jest duchem, a jeśli Luis jest duchem to... to znaczy, że ten sen nie jest snem; raczej wspomnieniem tego, co wydarzyło się tutaj w 1996.
Usłyszałem krzyki; schowałem się w szafce. Zauważyłem album ze zdjęciami, schowany pod pęknieciem w ścianie. W tym samym momencie, postać z nożem w ręku wparowała do środka. W panice nie mogłem mu się dobrze przyjrzeć. Zacząłem krzyczeć, kiedy się zbliżał, modląc się do Boga, abym się przebudził. Zobaczyłem jak morderca podnosi duże ostrze i pcha je w moją stronę. Obudziłem się, zanim mnie trafiło.

Byłem roztargniony. Wstałem i ubrałem się do wyjścia, ale nie odezwałem się nawet słowem do żony i dzieci. Sharon zauważyła, że coś jest nie tak a kiedy spytała, odpowiedziałem jej, że po prostu przyśnił mi się koszmar i wyszedłem przez drzwi. W czasie pracy, sen wciąż powracał w mojej pamięci. Był taki prawdziwy, tak jakbym naprawdę tam był. Nie potrafiłem się na niczym skupić, więc wyszedłem wcześniej. Mojej żony akurat nie było w domu, a dzieci siedziały w szkole, więc zostałem sam. Postanowiłem zajrzeć do szafki w łazience. Ujrzałem tam takie samo pęknięcie jak we śnie, a w środku znalazłem stary, zakurzony album rodzinny. Po przejrzeniu zawartości, zauważyłem, że rodzina wyglądała identycznie jak postaci z mojego snu. Wtedy właśnie spostrzegłem zdjęcie, które wyróżniało się najbardziej. Była tam cała rodzina. Wszyscy mieli takie same ubrania jak we śnie. Z ciekawości, sprawdziłem datę na odwrocie. 31 października, 1996. Stwierdziłem, że musiał to być dzień morderstwa, jako, że jedna z ofiar miała zamiast głowy dynię a data pasowała wręcz idealnie. Nie mogłem w to uwierzyć. W swoim śnie doświadczyłem tego samego horroru, co ta biedna rodzina.
Zacząłem płakać. Spojrzałem do góry i ujrzałem tego samego mężczyznę, który walczył w mordercą. Popatrzył na mnie smutno i po chwili rozpłynął się w powietrzu. Nie mogłem dłużej żyć w tym domu. Uznałem, że musimy się stąd jak najszybciej wyprowadzić.

Kilka dni później opuściliśmy budynek. Sharon nawet uwierzyła w moją historię i pomogła mi stawić czoła temu wszystkiemu. Zacząłem chodzić na terapię dla tych z zespołem stresu pourazowego. Mam także stałą kontrolę, na wypadek jakbym chciał popełnić samobójstwo. Otóż, moja rodzina udaremniła już nie jedno, nie dwa, ale sześć prób samobójczych spowodowanych przez moje doświadczenia w Alief. Opiekę nad dziećmi przyznano dziadkom, gdyż moje zdrowie psychiczne budzi zastrzeżenia wśród tych z CPS[1], a to dobiło mnie jeszcze bardziej.

Przeprowadziłem się z powrotem do Irvine, ale praca wciąż sprawia mi trudności. Kiedy ostatnio słyszałem o tym domu, był wystawiony na sprzedaż. Nie podam wam dokładnego adresu, ale mogę powiedzieć jedno. Jeśli będziecie kiedyś w Alief i będziecie myśleć nad kupnem domu na Cliffgate Drive, który jest szaro-brązowy jeśli chodzi o kolor i ma charakterystyczny, kolisty wzorek przed wejściem, radzę wam rozjerzeć się gdzie indziej. Dusze w tym budynku nie zaznały spokoju a każdemu, kto usłyszał ich historię i pozostał obojętny, pokażą to co wycierpieli tamtego dnia...

Dodajcie swoje. Creepypasta nie mają praw autorskich więc nie bójcie się kopiować. Można dodawać też swoje własne, ja niedługo dodam.


Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
http://lastlabs.pl/musicbar.php?username=Deferdus&color=lemon&unicode=no
http://osusig.ppy.sh/image5.png?uid=3636051&m=1

Offline

 

#2 2013-02-18 17:01:22

 Mathias

Król

35762222
Zarejestrowany: 2006-11-25
Posty: 6916
Miasto: Zamek
Kampania: Niech Żyje Królowa
Jednostka: Archanioł
Bohater: Christian
Magia: Woda
WWW

Re: Creepypasta

Weź, Def, creepypasty to fajna sprawa, ale niektóre są aż za dobre dla mnie . Dodam jedną z pierwszych, które czytałem, a które doprowadziły mnie do dosyć ciekawych przywidzeń .

Zaczerpnięte z lokalnej gazety:
NIEZNANY ZŁOWIESZCZY MORDERCA DALEJ NA WOLNOŚCI.
Po tygodniach zabijania tajemniczy morderca dalej nie został złapany, lecz znaleziono młodego chłopca który twierdzi, że przeżył atak zabójcy odważnie opowiada swoją historię.

"Miałem zły sen i obudziłem się w środku nocy" mówi chłopiec "Zauważyłem, że z pewnego powodu okno było otwarte, a pamiętam, że je zamykałem zanim położyłem się spać, więc wstałem z łóżka, aby je zamknąć po raz drugi. Gdy "wdrapałem" się na łóżko i starałem się zasnąć. To właśnie wtedy ogarnęło mnię uczucie, że ktoś na mnie patrzy. Otworzyłem oczy i prawie wyskoczyłem z łóżka.
Tam, w małym strumieniu światła pomiędzy zasłonami zauważyłem parę oczu. To nie były zwykłe oczy. Te oczy były mroczne, złowieszcze. Pomyślcie, jak bardzo byłem przerażony.
Ale wtedy zobaczyłem jego usta. Długi, okropny uśmiech sprawił, że wszystkie włosy stanęły mi dęba. Po chwili, która dla mnie trwała wieczność powiedział to. Prosta fraza, ale tylko szalony człowiek mógłby coś takiego powiedzieć.

Powiedział "Idź spać". Wydarłem się, przez to bardzo szybko podbiegł do mnie, wyciągnał nóż i wycelował go w serce wskakując na moje łóżko. Starałem się walczyć, kopałem, biłem, starałem się obracać aby zdjąć go ze mnie, ale to nie skutkowało. Po chwili wbiegł do pokoju mój ojciec ze swoją strzelbą. wycelował w niego, i prawie go miał, gdyby nie to, że zanim mój ojciec pociągnął za spust, mężczyzna obrócił się unikając strzału. Mężczyzna rzucił w ramię mojego ojca nóż, więc mimowolnie upuścił strzelbę. Ten mężczyzna wykończyłby mojego ojca, gdyby nie to, że sąsiedzi zaalarmowali policję.

Policja zaparkowała pod domem, i wbiegła do niego rozwalając drzwi. Mężczyzna odwrócił się i pobiegł korytarzem. Usłyszałem trzask, jakby rozbijanego szkła. Wybiegłem z pokoju, i zobaczyłem, że z tylnej strony domu jest rozbita szyba. Szybko wyjrzałem przez okno, a właściwie jego ramę i ujrzałem jego znikającego we mgle. Mogę wam powiedzieć tylko to, że tej twarzy nie zapomnę do końca życia. Te zimne, wrogie oczy i ten psychotyczny uśmiech. One nigdy nie opuszczą mojej głowy."

Policja dalej szuka tego mężczyzny. Jeśli widziałeś kogokolwiek kto pasuje do opisu natychmiast zgłoś to do najbliższej komendy policji.


Ostatnio Jeff z rodziną przeprowadził się do innego miasta. Jego ojciec dostał premię w pracy, więc uznali, że lepiej będzie im się żyć w jednej z tych "ekstrawaganckich" osiedli. Jeff ze swoim bratem Liu nie mogli narzekać. Nowy dom był większy i ładniejszy. Wkrótce po tym, jak się wypakowali, zawitali do nich sąsiedzi.

"Witajcie!" Powiedziała kobieta, "Jestem Barbara, mieszkam w domu obok. Chciałam zapoznać panią ze mną i moim synkiem. Barbara odwróciła się i zawołała.
"Billy! to są nasi nowi sąsiedzi.".
Billy grzecznie się przywitał, i pobiegł dalej bawić się na podwórku.

"Oh," powiedziała mama Jeff'a "Jestem Margaret, a to mój mąż Peter, a to moi dwaj synowie Jeff i Liu" Kiedy już zapoznali się, Barbara zaprosiła ich na przyjęice urodzinowe jej syna. Jej synowie chcieli odmówić, lecz ich matka ich wyprzedziła mówiąc, że bardzo chcieliby pójść. Kiedy Jeff z rodziną skończyli się rozpakowywać, Jeff poszedł do mamy.

"Mamo, dlaczego zgodziłaś się na to przyjęcie? Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, to wiedz, że nie jestem małym, głupim dzieckiem."

"Jeff..." Powiedziała jego matka "Dopiero się wprowadziliśmy, powinniśmy pokazywać, że chcemy spędzać czas z naszymi sąsiadami, więc idziemy na to przyjęcie. Kropka.
Jeff chciał mówić dalej, lecz przerwał, bo wiedział, że nie ma nic do gadania, gdy mama coś zadecyduje. Wszedł po schodach do swojego pokoju, usiadł na łóżku, i przez pewien czas siedział tak bezczynnie. Aż w pewnym momencie ogarnęło go dziwne uczucie. Nie był to ból, lecz po prostu... dziwne uczucie, lecz on je zignorował.

"Jeff" Mówi jego matka, "zejdź na dół i zabierz resztę swoich rzeczy". Jeff posłuchał się matki i zszedł na dół.

Następnego dnia rano Jeff zszedł na dół aby przygotować się do szkoły i zjeść śniadanie. Gdy jadł śniadanie znów ogarnęło go to dziwne uczucie, tylko tym razem było silniejsze i powodowało lekki ból, lecz on ponownie je zignorował. Gdy Jeff i Liu zjedli śniadanie i przygotowali się do szkoły poszli na przystanek autobusowy. Gdy już byli na przystanku nagle jakieś dziecko na deskorolce przeskoczył nad nimi, centymetry nad ich głowami. Jeff i Liu od razu odskoczyli.

"Co ty robisz, dzieciaku?!" Dziecko "wylądowało" i obracając się do nich kopnęło deskorolkę tak, aby mogło ją złapać w ręce. Na oko ten dzieciak miał z 12 lat, rok starszy od Jeffa. Ubrany był w czerwony T-shirt i podarte niebieskie jeans'y.

"No, no, no. Wygląda na to, że mamy nowych." Nagle pojawiła się dwójka dzieciaków, jeden był bardzo chudy, a drugi ogromny. "Skoro jesteście tutaj nowi, chcielibyśmy was wprowadzić. To jest Keith," Jeff i Liu spojrzeli na chudego dzieciaka. Miał tak jakby odurzoną twarz. "A to jest Troy" i spojrzeli na grubego dzieciaka. Mowa o wannie smalcu. Ten dzieciak chyba nie może kucać

"I ja" mówi dziecko "Ja jestem Randy. Skoro już się zapoznaliśmy, to wiedzcie, że dla każdego dzieciaka obowiązuje pewna cena. Chyba mnie rozumiesz?" Liu wstał gotowy do walki, ale Randy z dwoma kumplami wyciągneli noże. "Ech... Miałem nadzieję, że będziecie bardziej chętni do współpracy, ale widzę że trzeba będzie zmusić." Randy podszedł do Liu, i wyciągnął mu z torby portfel. Jeff'a znowu ogarnęło to dziwne uczucie, tylko że teraz było potężne. Jeff wstał, ale Liu dał mu znać, żeby usiadł, lecz Jeff to zignorował i podszedł do dzieciaka.

"Posłuchaj mały śmieciu, "Powiedział Jeff" oddaj mojemu bratu portfel!" Randy włożył portfel Liu do swojej kieszeni i wyciągnął z niej nóż.

"Och, ale się boje, co mi zrobisz?" Powiedział Randy, po czym Jeff dał mu pstryczka w nos. Randy chciał uderzyć Jeffa w twarz, lecz zanim jego to zrobił, Jeff chwycił jego pięść i połamał mu palce. Gdy Randy darł się w niebogłosy, Jeff wyrwał nóż z jego dłoni. Troy i Keith próbowali zaatakować go, lecz on był zbyt szybki. Powalił Randy'ego na ziemię. Keith prawie zaatakował go, lecz on zdążył kucnąć i wbił nóż w ramię Keitha. Troy spróbował tego samego, lecz jeff nawet nie potrzebował noża. Gdy Troy biegł z zamiarem zaatakowania, Jeff wykonał unik, i z dużą siłą uderzył Troy'a w brzuch. Troy wymiotując osunął się na ziemię, a Liu tylko patrzył na Jeff'a z podziwem.

"Jeff, jak t-ty t..." Tylko to Liu był w stanie wypowiedzieć. Zobaczyli, że jedzie ich autobus, więc zaczęli biec ile sił w nogach. Kiedy biegli, zauważyli, że autobus jedzie za nimi. Kiedy Jeff i Liu byli już w szkole, nie mieli zamiaru powiedzieć co się stało. Tylko siedzieli na lekcjach. Liu myślał, że Jeff po prostu pobił kilku dzieciaków, ale Jeff wiedział, że to było coś więcej. Coś... mrocznego. To dziwne uczucie, które ogarnęło Jeff''a, znikło gdy kogoś krzywdził. Wiedział, że to okropnie brzmi, ale krzywdząc kogoś czuł się taki szczęśliwy, czuł, że to uczucie odchodzi.

Po szkole Jeff i Liu wrócili do domu.

"Jeff, Liu" zapytała ich matka "Jak wam minął dzień?"

"To był piękny dzień" odpowiedział Jeff.

Następnego poranka Jeff usłyszał ze swojego pokoju pukanie do drzwi. Gdy zszedł na dół zobaczył dwóch policjantów rozmawiających z jego matką.

"Jeff, panowie powiedzieli mi, że zaatakowałeś trójkę dzieci. To nawet nie była zwykła bójka, oni byli dźgani. Dźgani synu!" Wzrok Jeff'a powędrował na podłogę, pokazując matce, że to prawda.

"Mamo, ale oni pierwsi grozili nam nożami"

"Młody człowieku" powiedział jeden z policjantów "znaleźliśmy dwójkę dzieci dźgniętych, a jednego z obrażeniami wewnętrznymi, mamy dowody, że ty, albo twój brat zrobiliście to, więc co masz nam do powiedzienia?" Jeff wiedział, że nie da się wybrnąć z tej sytuacji. Mógł powiedzieć, że on i Liu zostali zaatakowani, lecz nie ma dowodów kto zaczął bójkę, więc Jeff nie miał nic na obronę siebie bądź swojego brata.

"Jeff zawołaj swojego brata" Jeff nie mógł tego zrobić od pobicia tych dzieciaków.

"Ale prosze pana, to byłem ja! To ja ich pobiłem. Liu próbował mnie odciągnąć, ale nie mógł mnie powstrzymać" Policjanci spojrzeli na siebię i skinęli głowami.

"No, no, to wygląda na rok w więzieniu..."

"Czekajcie!" Krzyknął Liu trzymając w dłoni nóż. Policjanci wyciągnęli broń i wycelowali w niego.

"To byłem Ja! Ja ich pobiłem, mam na to dowody!" Liu podwinął swoje rękawy odkrywając różne zadrapania, siniaki. One wyglądały, jakby były zadane przez kogoś, kto chciał się bronić.

"Najpierw odłóż ten nóż" krzyknął jeden z policjantów. Liu posłusznie rzucił nóż na ziemię, podniósł ręce do góry i podszedł do policjantów.

"Liu! Czemu kłamiesz?! Przecież to byłem Ja!" Wykrzyczał Jeff ocierając łzy z twarzy

"Przykro mi, bracie. Próbujesz przyjąć winę za coś, co ja zrobiłem. Weźcie mnie stąd" Policja zabrała Liu do samochodu.

"Liu! proszę, powiedz im. To byłem ja! Proszę!" Matka Jeff'a przytuliła go.

"Jeff, przestań. Nie musisz kłamać. Wiemy, że to Liu" Jeff mógł tylko bezczynnie patrzeć na odjeżdżający radiowóz. Kilka minut później Ojciec Jeff'a przyjechał. Widział twarz Jeff'a i wiedział, że coś jest nie tak.

"Synu, co się stało?" Jeff nie mógł nic powiedzieć z płaczu. Tylko wymknął się tylnym wyjściem. Po jakiejś godzinie Jeff wrócił do domu. Widział, że rodzice są bardzo zszokowani. Nie mógł na nich patrzeć. Wolał nawet nie myśleć jak myślą rodzice o Liu, podczas gdy to była wina Jeff'a. Jeff w końcu poszedł spać, mając nadzieję, że choć na chwilę zapomni o całej sprawie.

Dwa dni odkąd wsadzili Liu za kratki, nie odezwał się ani słowem, Jeff był bardzo samotny. Aż do soboty, kiedy mama Jeff'a obudziła go ze uśmiechniętą słoneczną twarzą.

"Jeff, dziś jest ten dzień" powiedziała jego matka odsłaniając zasłony.

"J-jaki dzień?" Powiedział w półśnie Jeff

"Urodziny Billy'ego." Po tych słowach Jeff całkowicie się obudził.

"Mamo, ty żartujesz, prawda? nie myślisz że pójdę na urodziny jakiegoś dziecka po tym, jak..."

"Jeff, oboje wiemy co się stało. To przyjęcie może sprawić, że na trochę zapomnimy o całej sprawie. A teraz ubierz się." Powiedziała matka Jeff'a po czym zeszła na dół, aby się przygotować.

Kiedy Jeff wreszcie zmusił się aby wstać, wziął pierwszą lepszą koszulkę i zszedł na dół. Zobaczył że jego ojciec jest ubrany w garnitur, a jego matka w suknię. Zdziwił się, dlaczego ubrali się w takie eleganckie rzeczy na impreze jakiegoś dziecka.

"Synu, to wszystko, w co się ubierasz?" Zapytała mama Jeff'a

"To lepsze niż takie eleganckie ubrania." Powiedział Jeff. Jego matka zignorowała wielką chęć aby na niego nakrzyczeć i po prostu uśmiechnęła się.

"Jeff, może jesteśmy za bardzo elegancko ubrani, ale może zrobimy na nich dobre wrażenie" powiedział ojciec Jeff'a. Jeff burknął coś pod nosem i poszedł do swojego pokoju.

"Ja nie mam żadnych takich "eleganckich" ubrań!" Krzyknął ze swojego pokoju
"Po prostu weź coś." Powiedziała jego matka. Jeff poszukał w szafie i znalazł czarne dresowe spodnie, które ubierał na specjalne okazjei podkoszulkę. Nie mógł znaleść koszulki, którą mógłby ubrać. W końcu znalazł białą bluzę z kapturem, która leżała na krześle. Gdy zszedł na dół, okazało się, że jego rodzice są już gotowi.

"Ty w tym idziesz?" powiedzieli razem jego rodzice. Jego matka spojrzała na zegarek. "Nie ma czasu na przebieranki. Chodźmy już." Powiedziała, po czym usłyszała jak Jeff z ojcem wychodzą z domu.
Razem przeszli przez ulicę do domu Barbary i Billy'ego. Zapukali, i ukazała się im Barbara. Zupełnie jak rodzice Jeff'a. Przesadnie ubrani. Gdy weszli do domu zobaczyli, że tam są tylko dorośli. Żadnych dzieci.

"Dzieci są na podwórku. Jeff, co ty na to, żebyś poszedł poznać dzieci?" Powiedziała Barbara.

Jeff wyszedł na podwórko i zobaczył, że było tam pełno dzieci. Wszyscy biegali w dziwacznych strojach strzelając do siebie z plastikowych pistolecików. Nagle do Jeff'a podbiegł dzieciak wręczając mu pistolecik.

"Ceść, chcesz sie pobawić?" powiedział.

"Eee, nie. Jestem za stary na takie rzeczy" Powiedział Jeff

"Prosz?" Powiedziało dziecko "No dobra" Powiedział Jeff. Wziął pistolecik i zaczął "strzelać" do innych dzieci. Na początku wydawało mu się to bezsensowne, ale po chwili to mu się nawet wydawało trochę fajne.
Może to nie było "Cool", ale to był pierwszy raz, kiedy choć na chwilę zapomniał o Liu. Jeff bawił się tak, aż usłyszał dziwaczny dźwięk. Dźwięk jeżdżącej deskorolki. Randy, Troy i Keith przeskoczyli ogrodzenie na swoich deskorolkach. Jeff upuścił swój plastikowy pistolet i zerwał czapeczkę. Randy patrzył na Jeff'a z nienawiścią w oczach.

"Witaj, Jeff" Powiedział Randy. "Mamy parę niedokończonych spraw." Jeff zobaczył, że Randy ma posiniaczoną twarz."Też tak myślę. Zajebię Cię, za to, że wpakowałeś mojego brata za kratki.

"Oh, bardzo śmieszne, wiesz, że ja i tak wygram. Może skopałeś nam tyłki kiedyś, ale nie dzisiaj." Powiedział randy po czym ruszył na Jeff'a. Oboje upadli na ziemię. Randy uderzył Jeff'a w nos, a Jeff złapał go za uszy i przyłożył mu "z główki" odpychając go od siebie. Po chwili wstali na nogi. Dzieci krzyczały, a rodzice wybiegali z domu. Troy i Keith wyciągnęli z toreb pistolety.

"Niech nikt nie przerywa, bo polecą flaki!" Powiedzieli. Randy wyciągnął nóż i wbił go w ramię Jeff'a.

Jeff wydarł się w niebogłosy i upadł na kolana. Randy bezlitośnie kopał go w twarz. Po trzech kopach Jeff chwycił nogę Randy'ego i przekręcił ją, co spowodowało, że upadł na ziemię. Jeff wstał i poszedł w kierunku tylnych drzwi.

"Potrzebujesz pomocy?" Randy chwycił Jeff'a za kołnierz i przerzucił go przez drzwi. Gdy Jeff próbował wstać Randy powalił go na ziemię, i kopał go tak długo aż zaczął kasłać krwią.

"No dawaj gnoju! Walcz ze mną!" Randy przeciągnął Jeff'a do kuchni. Randy widząc butelkę wódki na stole roztrzaskał ją na głowie Jeff'a.

"Walcz!" Randy przeciągnął Jeff'a do salonu.

"No dalej Jeff! Spójrz na mnie!" Jeff podniósł wzrok. Jego twarz była cała zakrwawiona. "To ja wpakowałem twojego brata za kratki! A ty będziesz siedział i pozwolisz mu tam gnić przez cały rok! Powinieneś się wstydzić." Jeff zaczyna się podnosić

"Oh, wreszcie zacząłeś się podnosić" Jeff już stoi. Na jego twarzy jest krew i wódka. Znowu doznał tego dziwnego uczucia. "Wreszcie. Wstał!" Krzyknął Randy i pobiegł z zamiarem zaatakowania Jeff'a. To wtedy to się zdarzyło. Coś w Jeff'ie pękło. Jego psychika została całkowicie zniszczona, racjonalne myślenie znikło. Jedyne, co teraz potrafił, to zabijać. Chwycił Randy'ego za szyję i z dużą siłą rzucił Randy'm o ziemię.
Stanął nad nim i z ogromną siłą uderzył go prosto w serce, które się zatrzymało. Kiedy Randy próbował złapać oddech. Jeff bił go. Cios za ciosem. Krew tryskała z jego ciała, aż złapał ostatni oddech.

Każdy teraz patrzył na Jeff'a. Rodzice, płaczące dzieci. Nawet Troy i Keith, którzy niewiele myśląc wycelowali bronie w Jeff'a. Jeff widząc wycelowane w niego pistolety pobiegł schodami na górę. Kiedy biegł, Troy i Keith otworzyli do niego ogień, lecz każdy strzał pudłował. Troy i Keith pobiegli za Jeff'em. Kiedy wystrzelili ostatnie naboje, Jeff skradając się, wszedł do łazienki. Chwycił stojak na ręcznik, i wyrwał go ze ściany.
Do łazienki wtarli Troy i Keith z nożami w dłoniach.

Troy podbiegł z nożem do Jeff'a, który uderzył go stojakiem na ręcznik Troy'a w twarz. Troy bezwładnie opadł na ziemię, więc został tylko Jeff i Keith. Keith był bardziej zwinny, więc kiedy Jeff wymachiwał stojakiem. Keith wyrzucił nóż, i chwycił Jeff'a za szyję, i rzucił nim o ścianę. Z górnej półki spadł na nich wybielacz. Palił ich obu, i oboje zaczęli krzyczeć. Jeff wytarł oczy najlepiej jak mógł. Kiedy Keith jeszcze krzyczał z bólu, Jeff wziął spowrotem do ręki stojak na ręcznik. Celnie rozwalił metalowym stojakiem głowę Keith'owi. Kiedy Keith już leżał zakrwawiony na ziemi towarzyszył mu złowieszczy uśmiech.

"Co w tym takiego śmiesznego?!" Zapytał Jeff. Keith wyciągnął zapalniczę i włączył ją. "To," powiedział, "że jesteś pokryty wybielaczem i alkocholem". Jeff szeroko otworzył oczy ze zdziwienia, a Keith rzucił na niego zapalniczkę. Alkohol w kontakcie z płomieniem podpalił się, a wybielacz wybielił jego skórę. Próbował się ugasić, lecz nic nie pomagało. Alkohol sprawił, że Jeff był chodzącym płomieniem.
Spadł ze schodów. Wszyscy krzyczeli gdy zobaczyli Jeff'a, ledwo żywego, płonącego człowieka. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył była jego matka, która próbowała go ugasić. Wtedy stracił przytomność.

Kiedy Jeff się obudził, poczuł, że ma bandaże na twarzy i na ramieniu, a reszta jego ciała była w szwach. Próbował wstać, lecz uświadomił sobie, że ma w ramieniu jakąś rurkę. Wtedy przybiegła pielęgniarka.

"Myślę, że jeszcze nie powinieneś wstawać." Powiedziała kładąc go spowrotem na łóżko i poprawiając rurkę w jego ramieniu. Jeff usiadł. Nic nie widział. Kompletnie nie wiedział, gdzie jest. Po długich godzinach usłyszał swoją matkę.

"Jeff, jak się czujesz?" zapytała. Jeff nie mógł odpowiedzieć. Jego twarz była zakryta bandażami, więc nie mógł w ogóle mówić. "Kotku, mam wspaniałe wieści. Po tym wszystkim policja powiedziała, że zwolni Liu".
Jeff wstał jak najszybciej potrafił, lecz przypomniał sobię, o rurce w jego ramieniu. "Liu wyjdzie jutro, będziecie mogli znowu być razem."

Matka Jeff'a uścisnęła go, i pożegnała się. Przez następne tygodnie Jeff był odwiedzany przez rodzinę. W końcu nadszedł ten dzień. Dzień zdejmowania bandaży. Jego rodzina niecierpliwiła się. Czekali aż doktor usunie ostatni bandaż zakrywający jego twarz.

"Miemy nadzieję, że to będzie ładnie wyglądać." powiedział doktor ściągając bandaż z twarzy Jeff'a.

Matka Jeff'a krzyknęła na widok jego twarzy, a Liu z ojcem patrzyli z obrzydzeniem.

"C-co się stało z moją twarzą?" Zapytał Jeff, po czym wyskoczył z łóżka. Spojrzał w lustro i zobaczył, dlaczego rodzina tak zareagowała. Jego twarz była... okropna. Jego usta były spalone do głębokiej czerwieni,
jego twarz zmieniła kolor na czystą biel, a jego włosy zmieniły kolor z brązu na kruczą czerń. Powoli dotknął ręką swojej twarzy.

"Jeff..." Powiedział Liu "Ona wcale nie jest taka zła..."

"Nie jest taka zła?!" Zapytał Jeff "Ona jest perfekcyjna!" Jego rodzina była zaskoczona, a Jeff zaczął się głośno śmiać. Jego rodzina zauważyło, że jego lewe oko i ręka drgały.

"Uh... Jeff, dobrze się czujesz?"

"Dobrze?! Nigdy nie czułem się taki szczęśliwy! Ha ha ha ha! Spójrzcie na mnie! Ta twarz pasuje do mnie idealnie!" Nie mógł przestać się śmiać. On teraz był tylko maszyną do zabijania, lecz jego rodzina jeszcze o tym nie wiedziała.

"Doktorze," Zapytała mama Jeff'a, "Czy mój syn ma... No wie pan... w porządku w głowie

"Tak, to jest typowy objaw dla pacjentów, którym podaliśmy tak dużą ilość środków przeciwbólowych. Jeśli po pięciu tygodniach nic się nie zmieni, zrobimy mu test psychologiczny."

"Dobrze, dziękuje. Jeff, kotku, wracamu do domu."

Jeff oderwał twarz od lustra. Jego twarz dalej miała ten straszny uśmiech. "Dobrze mamo. Ha hahahahahaaa!"

Później tej nocy matkę Jeff'a obudził dzwięk dochodzący z łazienki. Tym dźwiękiem był płacz. Powoli weszła do łazienki, aby zobaczyć co się dzieje. Ujrzała, że jej syn pociął swoje policzki, tak, aby formowały się w uśmiech.

"Jeff, co ty robisz?"

Jeff spojrzał na matkę. "Mamusiu, nie mogłem się ciągle uśmiechać. To po chwili bolało. Ale teraz mogę się uśmiechać wiecznie." matka Jeff'a zobaczyła jego oczy, okrążone w czerni.

"Jeff, twoje oczy!" Jego oczy były pokryte czernią, jakby nie miały się nigdy zamknąć.

"Nie mogłem widzieć mojej twarzy. Moje oczy zamykały się ze zmęczenia, więć spaliłem swoje powieki, więc teraz będę mógł wiecznie widzieć siebię, moją nową twarz" Jego matka powoli zaczęła się wycofywać.

"Co się stało, mamusiu? Czyż nie jestem piękny?!"

"Jesteś synku. P-pozwól mi pójść do tatusia, żeby mogł zobaczyć twoją nową twarz." Matka wbiegła do sypialni, budząc ojca. "Kotku, weź broń. Nasz..." Zaniemówiła, gdy zobaczyła w progu Jeff'a trzymającego nóż.

"Mamusiu. Okłamałaś mnie." Powiedział Jeff, po czym ich zadźgał z zimną krwią.

Liu obudził się od tych dźwięków. Nie słyszał nic więcej, więc zamknął oczy, i próbował zasnąć, lecz ogarnęło go dziwne uczucie, że ktoś go obserwuje. Kiedy się obrócił, Jeff zatkał jego usta ręką.
Jeff powoli tnąc gardło Liu powiedział:

"Shhhhh, idź spać."
http://images.wikia.com/creepypasta/ima … 3rdv6m.jpg



http://egildia.pl/wp-content/uploads/2016/12/ggg%C5%82adkie.png
+Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też podtrzymywałem dla ciebie łaskawość.+ [Jr 31, 3]
+Świat jaki znamy odchodzi. Jednak to przeszłość jest kluczem do przyszłości.+
+Pogarda to przywilej ludzi światłych i rozumnych. W innych przypadkach jest przejawem zwykłego gówniarstwa i ciemnoty.+

Offline

 

#3 2013-02-18 17:16:41

 Deferdus

Wojownik

7242199
Skąd: Krewlod
Zarejestrowany: 2010-12-31
Posty: 812
Miasto: Twierdza i Zamek
Kampania: Ostrze Armagedonu
Jednostka: Strzelcy, Kapłani
Bohater: Gelu
Magia: Nie określona

Re: Creepypasta

Jeff the Killer, klasyk .

Leże od kilku godzin. Jest 5:35 rano i niewiele mogę zrobić. Wiesz, co jest najgorsze w mojej sytuacji? Jestem w tym samym pokoju, co moi rodzice. Wciąż na mnie patrzą, a ja nie mogę im pomóc. Mogę jedynie odwrócić się, starając się nie płakać albo nie krzyczeć. Ich oczy są skierowane na mnie, a ich usta są szeroko otwarte. Czuć od nich ostry zapach krwi. Jestem sparaliżowany ze strachu.
To jest tutaj. Leżę i nie daję po sobie poznać, że już nie śpię. Jest bardzo źle. Umrę, a dookoła nie ma nikogo, kto byłby w stanie mnie uratować. Zastanawiałem się nad wyjściem z tej sytuacji, lecz jedyny pomysł, który przyszedł mi do głowy zakłada wyważenie drzwi na zewnątrz, wybiegnięcie na dwór i krzyczenie w nadziei, że któryś z sąsiadów mnie usłyszy. To ryzykowne, lecz jeżeli zostanę tutaj, na pewno umrę. On czeka, aż się obudzę i będę mógł zobaczyć jego dzieło.
Pewnie zastanawiasz się, co się dzieje.
Jakieś trzy godziny temu usłyszałem krzyki po drugiej stronie domu. Wstałem, i poszedłem zobaczyć, co to za dźwięki. Zdałem sobie wtedy sprawę, że muszę skorzystać z toalety. Zamiast wejść tam na chwilę, a następnie rozpocząć dochodzenie ja musiałem wejść jeszcze do łazienki. Przez ten głupi ruch mogłem zginąć już wtedy. Wyszedłem z łazienki. Zobaczyłem krew na dywanie. Przestraszyłem się i uciekłem do swojego pokoju, po czym schowałem się pod kołdrę jak mała dziewczynka. Próbowałem przekonać samego siebie, żeby ponownie zasnąć. Wmawiałem sobie, że to tylko jakiś bardzo realny sen.
Usłyszałem, że drzwi mojej sypialni otwierają się. Jak przerażone dziecko bardzo ostrożnie wyjrzałem spod kołdry żeby zobaczyć, co się dzieje. Widziałem, że to coś wciąga moich martwych rodziców do pokoju. Mogę cię zapewnić, że to nie był człowiek. To było łyse i nie miało oczu. Nie nosiło też żadnego ubrania. Chodziło zgarbione i zgarbione - zupełnie jak jaskiniowiec. To było jednak znacznie mądrzejsze niż jakikolwiek jaskiniowiec. Było świadome, co robi.
Podparło mojego ojca na krawędzi łóżka w ten sposób, że był zwrócony twarzą do mnie. To posadziło moją mamę na krześle, również zwróconą w moją stronę. Następnie To zaczęło pocierać rękoma o ścianę, plamiąc ją krwią. Narysowało odwrócony pentagram. To zrobiło coś, co prawdopodobnie można nazwać jego dziełem. Żeby je skończyć, napisało wiadomość na ścianie, której jednak nie mogłem przeczytać w ciemności.
Następnie wczołgało się pod moje łóżko, przygotowując się do ataku.
Najstraszniejsze jest to, że teraz moje oczy przyzwyczaiły się już do ciemności i mogę dzięki temu przeczytać wiadomość na ścianie. Nie chcę na to patrzeć, ponieważ to jest straszne nawet, gdy się o tym pomyśli. Czuję jednak, że muszę odczytać napis, zanim zostanę zabity.
Popatrzyłem na dzieło tej istoty.
"Wiem, że nie śpisz"


Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
http://lastlabs.pl/musicbar.php?username=Deferdus&color=lemon&unicode=no
http://osusig.ppy.sh/image5.png?uid=3636051&m=1

Offline

 

#4 2013-02-18 17:35:49

 Mathias

Król

35762222
Zarejestrowany: 2006-11-25
Posty: 6916
Miasto: Zamek
Kampania: Niech Żyje Królowa
Jednostka: Archanioł
Bohater: Christian
Magia: Woda
WWW

Re: Creepypasta

Kolejna pasta, oczywiście poznana dzięki Deferdusowi Chociaż moim zdaniem mało straszna.

Krótko o mnie: mam 22 lata, jestem chory na schizofrenie. Tak przynajmniej twierdzi mój lekarz i muszę pod kontrolą rodziców (W TYM WIEKU!) brać Sulpiryd 1gram na dobę, 300mg Klozapol czyli dużo. Niby nie można łączyć z alkoholem ale
psychiatra powiedział, że jak nie wezmę tabletki 7 godzin przed napiciem się, bo lek działa 6, więc godzinę jeszcze będę bezpieczny pijąc alkohol, poza tym w razie czego na wypadek powiedział, że mam Clonazepam 2mg - jak dam pod
język na raz 3 tabletki to zasypiam jak nie chcę się źle czuć z powodu choroby a z rana wezmę te leki na schizofrenię.

Ale ta impreza halloween'owa była epicka! Nie czułem żadnych efektów ubocznych, że nie wziąłem tamtych tabletek. Myślałem sobie. A raczej starałem się myśleć, bo mój mózg jest w stanie przypominającym mózg człowieka po śmierci.

Spytałem się ludzi mniej-więcej tak (w zapisie fonetycznym): "sryy. Podwieżesz mne dodomu, pozawie ci postawie pio toje jakcesz", ale każdy ze znajomych pił, lub jeszcze zostawał na melanżu. Z racji, że mieszkam kilometr dalej, a dla
pijanego to o jakieś 200 metrów dalej (robi mimowolne zakręty przez zataczanie się), postanowiłem nie żebrać podwózki tylko wyruszyłem w trasę - w sumie nie czułem się mocno nawalony. Na drogę wziąłem jeszcze pełną butelkę piwa
zakupionego za całe 7 złotych (!). Mój umysł nawet nawalał w takim stopniu, że koło komisariatu wypiłem z tego szklanego pojemnika trochę złocistego napoju, zwanego przez niektórych sikami. Mam na mam na myśli "Książa Mocnego" -
dlatego 7 złotych to dużo, bo w tym bym miejscu gdzie zakupiłem alkohol, za 6 złotych miałem w puszce tyskie, a w monopolowym te piwo które kupiłem kosztuje 3 złote.Pomimo tego, że była 23, minąłem dwie sąsiadki które powiedziały mi
dzień dobry, wychodząc w miasto (pierwszy raz się same odezwały i pierwszy raz je tak późno widziałem) uznałem, że nie warto im odpowiadać, tylko potraktowałem ja jak kumpla od wódki - mianowicie pokazałem im rękę. Popatrzyły się
oboje krzywo i poszły dalej. Nie chciałem wybełkotać nic, a później być tematem plotek na ławce przed blokiem w klubie jedynych prawdziwych chrześcijanek z ciepłym i wygodnym nakryciem głowy. Ostatnie 400 metrów, czyli dość długi
odcinek, jest drogą asfaltową, ale bardzo słabo oświetloną, pomimo, że prowadzi do osiedla w którym mieszka na moje oko z 600 ludzi. Heh, wybory.. Obiecane przez burmistrza lampy właśnie na kampanii wyborczej (potencjalnych 400
głosów - reszta to niepełnoletni), miały być najlepszej jakości, ale nie powstały w ogóle, a teraz wybory wygrał ten sam kłamca, więc dałbym sobie rękę uciąć, że nie kupi nawet najtańszych lamp stawianych co 30 metrów postawionych
(powinno być co najlepiej co 15 ale nawet z 20 metrów bym był zadowolony i większość mieszkańców osiedla też). Za własne pieniądze kilkadziesiąt osób kupiło 4 latarnie. Ach, te skąpstwo Polaków. Szkoda mi naiwności ludzi wierzących w
obietnice przedwyborcze, tak samo jak szkoda mi ludzi, których motto życiowe to "bo mi się należy" i chcą mieć pieniądze, oraz w tym wypadku lampy i inne urządzenia za nic.. Pewnie takie motto miało ponad 500 ludzi z mojego osiedla,
którzy nie zapłacili za latarnie ani grosza, a tylko narzekają.

Krzysiek mi obiecał, że mnie odwiezie, ale felgę rozwalił w swoim kultowym, niegdyś szpanerskim Golfem III (tylko on zapomniał o tym, że już minęło kilka lat od tego trendu wyrywania lasek na ten samochód) starszym od niego którym miał

podjechać pod "bibkę" i wypić maksimum jedno piwo 500ml, lub trzy 500ml jakby znalazł bezalkoholowe, które i tak mają z jedne procent alko. Taki wiek, taka głupota,(w dużej liczbie przypadków wiek odzwierciedla ilość głupich czynów).
Wierzę mu, wysłał mi zdjęcie felgi w na zdjęciu wyglądającej z boku jak elipsa nie będąca okręgiem

Przechodząc do tematu (cofając się jakieś 4 godziny do tyłu/4 kieliszku i dwa drinki, a miałem przy sobie tym razem kartę kredytową (o Boże! Jak ja to spłacę?!) oraz jedne odwiedzenie ubikacji w celu wypłukania żołądka z jednego z
najpopularniejszych narkotyków sprzedawanych w sklepach monopolowych) - na imprezie wtedy oglądaliśmy The Ring, część pierwszą. Z racji, że jestem strachliwy, a myślałem (w porównaniu do innych imprez) w miarę trzeźwo
zapamiętałem co tam się działo, bo jak wiadomo alkohol pełną moc osiąga dopiero po pewnym czasie, więc akurat, gdy dojdę do domu, może mi się film urwać, lub będę na granicy ucięcia zmontowanych klatek z moje życia.

Taki alkoholowy
czyściec.. Krok za krokiem - w miarę równo. Staram się skupiać na nogach by nie wpaść w pobliski rów. Raz na jakiś czas tylko spoglądałem, czy przykładowo nikt nie jedzie na rowerze po lewej stronie i nie uderzy we mnie, co się mogło
zdarzyć, tym bardziej, że po wykorzystaniu mocy wielkich głośników w 90% i koncertowego wzmacniacza tylko słyszałem prawie sam szum, a ubrany byłem w czarny płaszcz - wiem, niebezpiecznie tak iść bez czegoś jasnego, lub/i
odblaskowego, ale myślałem, że mnie odwiezie kumpel. Tylko wyszło jak wyszło. Alkohol szerze mówiąc mnie uspokajał, ale jednocześnie usypiał. "Yeah! W końcu zasnę bez problemów! - głośno pomyślałem" Nie będę musiał walczyć z
bezsennością. Będąc jakieś 300 metrów od domu zauważyłem biały kształt na drodze. Mój uszkodzony mózg stwierdził, że to skuter a'la biała Vespa i nie warto czekać, aż ktoś przejdzie tą drogą ze mną, bo przecież skuter mnie nie
okradnie.. Jak wspominałem, jestem strachliwy, szczególnie po tym jak na mnie napadnięto z nożem.

Po chwili zauważam, że to "coś" zaczyna się do mnie zbliżać wolno. mijając jedną latarnię. Rozpoznaję, że to dziewczynka. Zamykam jedno oko, by nie mieć rozdwojonego obrazu i zauważam szczegóły - długie ciemne, włosy zasłaniające
twarz, na sobie miała białą suknię taką z "Bufiastymi rękawami" którą jak pamiętacie pewnie z gimnazjum, lub z podstawówki z pewnej obowiązkowej lektury, że pragnęła ją Ania mieszkająca na "zielonym Wzgórzu". Marzyła wręcz o niej, bo
w drugiej połowie XIX wieku w Kanadzie był to tak pożądany przedmiot jak dzisiaj u dzisiejszych nastolatek trampki Converse'a, koszula uwydatniająca biust z Diverse'a i najmodniejsze spodnie z House'a pośladki dzisiaj razem wzięte dla
przeciętnej dziewczyny (w skrajnych przypadkach powstawaja teraz nawet galerianki by dostać te przedmioty..). Jak w tamtych dawnych czasach kobiety chciały posiadać wyżej wymienioną sukienkę musiały się starać. Tym bardziej, że po
wyjściu z sierocińca, eufemistycznie nazywanym "domem dziecka", lub "domem opieki" te jedno ubranie było krzykiem mody i było tak wartościowe i pożądane tak jak wymienione wcześniej ubrania nowoczesne dla obecnie żyjących
dziewczyn jak (drugi przykład) nowy laptop. Trochę zszedłem z tematu, przepraszam. W każdym razie na trzeźwo już po dwóch, maksimum pięciu sekundach pomyślałbym o tej dziewczynce, że przebrała się na halloween za Samarę, czy coś w
tym stylu i bym jeszcze podrzucił jej cukierki które miałem w bluzie, na taką okazję (cukierek, albo psikus - wiele razy zostałem obrzucony surowymi jajkami, nieraz starymi, więc lepiej zainwestować w cukierki choćby dla swojego dobra).
Będąc, tak jak teraz pijanym, gdy alkohol "wskoczył" na maksymalne obroty, czyli działał najmocniej po tej godzinie-półtorej od wypicia potężnej dawki wódki. Nie pamiętam ile czasu minęło, bo rozładował mi się telefon skojarzyłem ją z
Samarą po minimum dziesięciu sekundach, lub z innym nawiedzonym dzieckiem, tym bardziej, że przechodziłem przez park liściasty, który wygląda jak las, ale ze względów prawnych chyba nie może być lasem tylko parkiem - tak w gwoli
ścisłości - przepraszam za zanudzanie szczegółami. Co do dziewczynki miała białe rajstopy, bardzo czarno pomalowane oczy , czerwone jakby łzy i suknię poplamioną także czymś przypominającym krew. Byłem pewny, wtedy, że wszystko
czerwone to krew. Zaczęła się szybciej zbliżać. Ja sparaliżowany ze strachu stoję w środku (parko-lasu)w dość ciemnym miejscu, gdzie światło tylko dociera w małym stopniu z latarni ulicznej zaczynam słyszeć melodię nuconą dziecięcym
głosem (co mnie jeszcze bardziej wystraszyło) przez dziewczynkę i coś srebrnego wystającego jej z ręki. Stwierdziłem "boże - ma nóż - żadne dziecko same tak późno bez nikogo dorosłego nie biega przez "niby las".w którym łatwo się zgubić.
Odwróciłem głowę, bo tylko taki ruch mogłem zrobić, nikogo nie ma. Dzieciaki zachłysnięci kulturą anglosaską "trick or treat" chodzą zawsze w grupie i tam gdzie są domy, a nie las i podbiegają widząc kogoś, kto po tych nagonkach
medialnych mógłby ktoś ją zgwałcić, czy porwać (achh, jak ta telewizja pierze mózgi względem niektórych spraw) gdyby chodziła sama. Srebrny, odbijający światło srebrny przedmiot wyciągnęła przed siebie nucąc dalej melodię. Gdy była
koło mnie przyspieszyła krzycząc jeden donośny głośny dźwięk w stylu pisku na koncertach "Justina Biebera".

Gdy była parę metrów ode mnie uderzyłem ją butelkę po niemieckim narodowym trunku. Zdążyłem pierwszy ją trafić, ona mnienie, pomimo że byłem w trakcie najmocniejszego momentu działania alkoholu. Spojrzałem tylko, czy nikt nie
widział mojego uderzenia, tak jak chyba ona, w końcu zdarzyło się to tak szybki - nie widział go nikt. Następnie przyglądnąłem się jej (bez wątpienia chciała mnie zabić) i zobaczyłem rzeczywiście coś srebrnengo wyglądającego jak nóż który posiadam w
domu, ale nie chciałem zostawić odcisków palców, więc tego nie ruszałem. Widziałem zaschniętą krew na jej ubraniu i wypływającą z głowy dość duży strumień życiodajnego płynu. Wystraszyłem się, że policja mnie odnajdzie, więc,

dmuchając na zimne uzbierałem szkło z butelki, zebrałem je do mojej kieszeni by wywalić je gdzieś daleko, a używając gumki na jej włosach nałożyłem jej ją na szyję, by nie widzieć twarzy. Dopiero wtedy malutka część mojej kory
mózgowej uświadomiła sobie, że mogę przykryć ją gałęziami, lecz jednak bezpieczniej, jak uda mi się wrzucić ją do malutkiej jakby rzeczki.. Zobaczę co wymyślę.. Poświeciłem wyświetlaczem z empetrójki i dzięki temu znalazłem
opakowanie po płynie do spryskiwaczy (gdzie jeszcze było z 1/3 reszty, nie wiem czy to spryskiwacz, czy co.. waliło mnie to - ale to dobrze - zmyłem ewentualne odciski) kilkadziesiąt centymetrów od tabliczki na której wielką czcionką
widniał napis "Nie wyrzucać odpadów, oraz gruzu, pod groźbą kary administracyjnej". Więc nazbierałem do tego pojemnika wodę z kałóż wymieszaną z płynem do spryskiwaczy, bo pomyślałem, że roztwór czy ta woda z kałuży plus glikol,
czy metanol, albo inny alkohol lepiej rozpuszczą ewentualne ślady, jeżeli ta dziewczyna nie powróci do innego świata w co wierzyłem mocno i szczerze, ale jak mówi przysłowie "strzeżonego, pan Bóg strzeże" - czyli policja mogła ją znaleźć
wcześniej. Po około dwudziestu minutach z wykorzystaniem znalezionej obok wspomnianej tabliczki szmaty przeniosłem ją do wspomnianej rzeki, a raczej ją tam wrzuciłem. Do rzeki wyglądającej teraz jak rów melioracyjny. Leżała w
wodzie, twarzą do dołu. Rów szeroki był na dwa metry w najwęższym punkcie, w najszerszym z cztery metry. Głębokość rowu to na oko półtora metra, w tym z 90 cm wody wyglądającej na pierwszy rzut oka jak kawa, czyli czystością
przypominały dolnośląskie małe jeziorka "rekreacyjne", gdzie wstęp kosztuje 3 złote. Nie patrzyłem się na jej twarz z moją chorobą, mógłbym za godzinę jej nie pamiętać, ale równie dobrze mogłaby mi utkwić i powodować coś strasznego w

moim organizmie do końca życia po takim szoku (samym zobaczeniem twarzy osoby którą zabiłem).. Tym bardziej, że nie miałem ani leków na schizofrenię ani tych uspokajająco-nasennych (clonazepam) ani przy sobie, ani w organizmie.

Dodam jeszcze, że kierowałem się w stronę łąki przez las wzdłuż rzeki razem z jej prądem - żaden grzybiarz nie zauważy nic. Ciało pewnie przepłynie dzięki prądowi rzeczki przez całą opuszczoną łąkę, która ma kilka kilometrów.
Pamiętam te właśnie wielkie pole zaraz koło lasu z czasów dzieciństwa, gdy było całe obsiane pszenicą. Pomimo tej różnicy wieku (10-15 lat temu ten teren istniał jako pole), dalej pamiętam jakie to było i jest ogromne, a ta rzeka jeszcze
miała wiele "zakrętów" więc do "przepłynięcia" upiór będzie miał dużo czasu. Oczywiście średnio co 2 minuty patrzyłem się czy nikogo nie widać uciekając do drogi asfaltowej, ze względu m.in. na swoją chorobę. I nie zażyte leki.

Choć było, dałem radę. Było ciemno jak w d.. dziurze. Jedyne światło dawała mi empetrójka, a raczej jej wyświetlacz, bo telefon z cztery razy większym wyświetlaczem i zwykłą diodą rozładował mi się. Biegłem jak najszybciej mogłem, ale wiadomo, człowiek taki jak
ja z przeciętną kondycją szybko się męczy (pomimo adrenaliny dającej "kopa") i nie będzie miał kondycji jak Usain Bolt, więc trochę zwolniłem, a nawet może biegłem truchtem.

Szok i alkohol spowodował to, że mój mózg pracował
kompletnie inaczej niż zawsze u mnie bądź u normalnego człowieka (jeżeli w ogóle wiem co czułby normalny człowiek). Wbiegłem na osiedle, także wzdrygając się każdego hałasu, oczyściłem swoje ubranie chusteczkami z piachu i widzę po
chwili koło mojego bloku moją bardzo dobrą koleżankę (Karolinę) chodzącą po tej samej trasie jak ktoś zestresowany, starszą ode mnie o jakieś 5 lat.

Jest blada i roztrzęsiona. Pytam się jej - "co się stało? Napadło cię te dziecko z nożem,
zrobiło ci coś? I co w ogóle robisz pod moim domem czemu nie odbierałeś? chciałyśmy ci niespodziankę zrobić.." -"telefon mi padł" wtedy ona przestała chodzić w kółko z nerwów, osiadła na schodkach do mojego domu i mówi "Angelika,
moja córka! I twoja chrześniaczka!" - Mówi ze zdenerwowaniem, prawie płacząc, ostatni raz zachowywałem się tak jak dostałem telefon, że umarła mi w matka w wypadku samochodowym w męczarniach na miejscu wypadku. "Wyszła po
ciebie, z resztą często po ciebie wybiega, lubi robić ci niespodzianki." - Mówi spokojnie, ale ma załzawione oczy i leci jej lekko śluz z nosa. Pytam się "Jak wyglądała, bo może ją gdzieś minąłem" właśnie z tego powodu i jeszcze dlatego, że
zjawa mogła jej coś zrobić. Słyszę odpowiedź. -"Siała ze sobą nawet telefon i miała wrócić po maksymalnie pięciu minutach. Wytłumaczyłam jej że to wtedy jak na wyświetlaczu pojawi się mała wskazówka na cyfrze 6", chociaż ona zna się
na zegarku i na swoim telefonie, sama kiedyś się chwaliła co dostała od ciotki na komunię i co ten prezent, czyli telefon potrafi. Ja jej dałem tylko przenośny odtwarzacz muzyki. Pytam się Karoliny, czy próbowała dzwonić, odpowiedziała mi,
że nie odbiera, a dzwoniła kilka razy, ostatnio usłyszała "abonent jest poza zasięgiem" - tak jak telefon by się jej rozładował, albo by go wyłączyła, zepsuła itp.. Angelika nosi telefon (dla szpanu pewnie) do szkoły i go wycisza, a co za tym
idzie często zapomina z powrotem włączyć dzwonki.. Dowiedziałem się też, że wywróciła się w swojej sukience karnawałowej księżniczki i jescze w zasięgu wzroku matki, ale pobiegła dalej, by nie dostać "opi..eprzu". Zapraszam Karolinę na
kawę.

Ja piję kawę z cytryną, by wytrzeźwieć, jak to robi kolega mojego ojca. Nie wiem, czy cytryna coś daje, ale na pewno nie zaszkodzi. Poza tym, że się porzygać mogę, ale i tak zadziała w pewnym sensie bo alkohol się już nie wchłonie. Karolina z racji, iż przyjechała pociągiem, nie autem dostała herbatę miętową z klonazepamem rozpuszczonym, który miał ją uspokoić. Rozmawialiśmy dłuższy czas, dzwoniliśmy do niej parę razy, dowiedziałem się, między innymi o tym, że byli w mojej miejscowości na balu halloweenowym. karolina zasnęła po 35 minutach uspokojona od pójścia do łóżka, ja zasnąłem po godzinie męczarni niczym w "Trainspotting", tylko nie przez dragi. Dopiero w środku nocy obudziłem się zlany potem, biorąc głęboki oddech, taki jaki bierze ktoś będący pod wodą. Serce mi "na.. walało" bardzo mocno, domyślam się, że ciśnienie miałem takie jak grubas przed wylewem.

ZROZUMIAŁEM!

Angelika wywróciła się, miała plamy krwi na stroju księżniczki wzorowaną na taką sprzed wielu dekad. Przypomniało mi się, że zawsze mnie lubiła i wybiegała mi na spotkanie wskakując dosłownie na mnie i zapierając się na mnie nogami.
Na komunię dostała ode mnie empetrójkę w kolorze srebrny metallic, w którym wręcz dało się przyjrzeć, aż tak przypominała kawałek ostrego szkła i do tego dostała w komplecie czarne słuchawki. Telefonu nie odbierała, bo nie miała włączonego dzwonka i wibracji. Założyła sobie włosy do przodu po to by mnie wystraszyć. I pamiętam tą melodię którą śpiewała. To wolny kawałek który jej wrzuciłem jako pierwszy i przypadkiem najbardziej się spodobał jej, pewnie nucąc go, słuchała właśnie tej piosenki. Nie odbierała ostatnich telefonów, bo leżała w wodzie zbierając nozdrzami piach. Gdy zacznie gnić kawałki jej ciała zjedzą jakieś nieznane mi przedstawicieli gatunku ryb, po miesiącu, w jeziorze Roblickim znajdzie dzieciak bawiący się na zaśmieconej plaży kości ludzkie z resztami mięsa i ewentualnie pochwali się mamie, a ona to zbagatelizuje, lub da kość psu do zjedzenia. Nie mam pojęcia jak to się skończy. Wiem tylko jakie jest dla mnie wyjście.


10mg klonazepamu, a wtedy 400mg heroiny. Umrę szczęśliwie we śnie. Zastanawiam się tylko czy przy tej rzeczce i w razie czego tam wpaść i "płynąć" jej trasą, czy zostawić list, albo ogólnie zniknąć.. i umrzeć tam, gdzie ludzie nie chodzą.



http://egildia.pl/wp-content/uploads/2016/12/ggg%C5%82adkie.png
+Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też podtrzymywałem dla ciebie łaskawość.+ [Jr 31, 3]
+Świat jaki znamy odchodzi. Jednak to przeszłość jest kluczem do przyszłości.+
+Pogarda to przywilej ludzi światłych i rozumnych. W innych przypadkach jest przejawem zwykłego gówniarstwa i ciemnoty.+

Offline

 

#5 2013-02-18 19:00:41

 Asiņains

Heros

Call me!
Zarejestrowany: 2007-10-12
Posty: 1659
Miasto: Zamek
Jednostka: Kusznik
Bohater: Valesca
Magia: Powietrze
WWW

Re: Creepypasta

UWAGA ! Pod tekstem znajdować się będzie totalnie nie straszny obraz ( czy mi zaufacie ?  ). Tekst oczywiście w języku angielskim. Nie jest straszny - przynajmniej dla mnie, ale w pewien sposób go lubię czytać. "Zmora" polująca na "zmorę" ? Świetne - może im jeszcze pomogę ? : )



Listen, the only reason I'm going out of my way to tell any of you this is because the story "Jane the Killer" is starting to piss me off.

My real name is Jane Arkensaw, a.k.a. "Jane the Killer" and this is how I met Jeff, the reason I look the way I do, and why I want to kill him.

When I heard that a new family had moved in across the street, I wasn't that surprised. It was a nice neighborhood, and the house was relatively cheap considering where it was. I guess I was about 13-14 when everything went to hell.

I never really talked to Jeff when he moved in. To be frank I never talked to him untill... that night. But it's too soon to talk about that now. My first impresstion of Jeff was that he was a good kid. Probably got nice grades, rarely got into fights, maybe even a cool guy if he opened up to someone.

His brother Liu, seemed like he put family first by the way he sat with his brother on the sidewalk. Of course I was just guessing at the time and really didn't put much thought into my analisys because I was getting ready for school when I looked out the window and I was running late, which was unsual for me at that time in my life because I was hardly ever late for anything. Especially school.

I wasn't surprised when I saw Randy and his stooges go up to Jeff and Liu on that stupid skateboard of his. Randy was nothing but a bully, he always picked on anyone who was smaller than him.

He was even the reason why my parents drove me to school instead of the letting me take the bus like everyone else. Everyone had their lunch money or some kind of cash given to Randy and his goons because of some "toll" that he demanded from everyone.

We all knew Randy's group had knives and threatened to use them on us we ever told anyone about the money they took from the other kids on the block. Everyone, except the new kids they were trying the intimidate like the rest of us.

When I saw Randy talking to them through the window I just looked away. It was wussy thing to do but. I had better things to do than watch another kid hand over his money to Randy. But curiosity got the better of me and I looked up a few seconds later. What I saw left me speechless. Jeff was standing now, and it looked like Randy already had what he wanted.

"Just sit down," I thought, "Don't be stupid".

Then I saw Jeff punch Randy in the face and break his wrist.

"Oh my god." I whispered. Then I yelled, "You Idiot!"

My parents ran down the stairs and asked what happened. Then they looked outside and saw what was going on. Jeff had already cut the skinny guy, I think his name was Keith, and he went down screaming. Troy only went down with a single punch. Since my house was across the street from where Jeff and his brother were sitting, with the front of the house having big windows, we saw the whole thing. Or at least I did, my parents came in after the part where Randy stole their wallet, so they didn't know the whole truth.

It was disturbing watching Jeff fight. He was enjoying himself too much. I felt a knot in my stomach like something was happening that shouldn't be, and from the look on Liu's face, Jeff didn't do this kind of thing often. Next thing I know I hear sirens and the new kids bolted out of there. The cops came around with the bus driver to check on the "victims". It seemed they were going to be alright.

You know, considering the amount of crap kicked out of them.

Since my parent's policy was "no cops" ever since my dad got framed by a narc cop when he wanted to draw attention off of himself when police where investigating the case of the missing coke. It ended with my dad quitting the force. So when we heard sirens we went into the backyard got into the car and left.

When my parents drove me to school they told me very clearly that they didn't want me talking to Jeff ever. I did not disagree with them.

I had art first period so I didn't see Jeff untill close to the end of school. I can still see the colors in my artwork if I think hard enough. But when I try to look at anything now, it all seems gray. I guess that's the price someone pays for losing their innocence.

I didn't see Jeff untill the final period of the day. When I did he seemed... off. At first I thought he was just faking the joy so people wouldn't suspect him for the crime that he did. But he really was enjoying himself. It wasn't because he was excited to be at school I could tell that much from him. The smile he wore looked sadistic to me. It was the smile of a madman. The second that bell rang I bolted out those doors as fast as I could. Nobody but me knew what Jeff really was. A freak.

The next day seemed to be passing without incident at first. Then I saw the police car in front of Jeff's house.

"Looks like they got you." I thought.

Nobody could gotten away with something like that (You know, with the neighborhood watch and everything.). But I was wrong with who they arrested. Instead of coming out with Jeff like I expected they would, the police came out with Liu, his brother.

I was barely forming the thought of Jeff framing his brother for the assult when he came out of the house yelling at Liu, "Liu tell them I did it!" (I was able to hear him this time because the front door was open to my house.).

I couldn't hear what Liu said in reply to Jeff's outburst, but it was definately not what Jeff wanted to hear. A few seconds later, the police drove off with Liu, and Jeff was left outside with his mother. A few minutes later she went inside the house and left Jeff outside. Although I couldn't hear him from across the street, I could tell that he was crying.

But who wouldn't be in that situation.

The next day rumors were spreading like wildfire about Liu. It took so long for the rumors to get started because everyone was afraid to talk about Randy gettting his ass handed to him. When it was revealed that he wouldn't be coming back to school for a few days, everyone decided to take advantage of that fact and enjoy it as much as possible, and lots of random bullshit started popping up.

"I heard Liu cut off Troy's arm!"

"Oh yeah? Well I heard that Liu hit Keith so hard in the stomach that he ralphed up blood!"

"That's nothing! I heard that he punched Randy so hard in nose that it came out the back of his head!" and etc, etc, etc.

Personally I didn't want anything to do with Jeff or his brother. But... he just looked so alone and upset that I had to do something. So I wrote him a note telling him that he had a friend in this place and that I was going to testify at Liu's trial about what really happened. I left the note at his desk signed with the letter "J" before class started, then left the room. When I came back Jeff was at his desk and the note was gone.

Saturday rolled around and I was home alone while my parents were at work. The kid next door was having a birthday party. At the time I left my window open because I wanted a nice breeze in my room while I did my homework. But the kids were getting so loud that I decided to close my window. I was about to close it when I saw Jeff playing with the kids. He was running around wearing one of those fake cowboy hats and carrying a toy gun. He looked so ridiculous I had to laugh.

"Maybe he isn't the monster I think he is." I thought, ashamed of myself for suspecting he could have been one.

As I was closing the window, I saw Randy, Keith, and Tony jump over the fence on their skateboards to where Jeff was.

"Not again!" I said to the open window.

I saw Randy and Jeff exchange small talk but I couldn't hear what they said over the sound of the kids yelling and screaming. Then Randy rushed at Jeff and tackled him. I was about to grab the phone and dial 911 when I heard Tony and Keith shout, "No one interups or guts will fly!" I looked out the window again and saw that they both had matching guns in their hands. I couldn't have called for help then without indangering the lives of others. I couldn't have called 911 anyway, the batteries in my phone was dead.

Jeff was on his side getting kicked by Randy in the face when he grabbed his foot and twisted it. Randy fell over and Jeff tried to walk back to the house when Troy grabbed him by the collar and threw him towards the house. I heard glass breaking and I knew then that they were going to kill him.

"Randy you asshat!" I screamed at him. But he couldn't hear me over the sound of the kids screaming.

I couldn't wait anymore, so I ran to my parent's bedroom and searched for my dad's cellphone, hoping that he forgot it at home. My heart was pounding in my chest, knowing that the longer it took for me to get help, the higher the chance of someone getting killed was. I finally found the phone underneath the bed. I wasted no time punching in the numbers.

"911 hello?"

"I need help there's an emergency going on next door! Some guys jumped the fence and are beating up someone! They've got guns you need to hurry please!"

"Okay miss I need you to tell me the address and I'll send help right away."

I quickly told her my address and the address of the house next door.

"Please hurry!" I said.

"It's okay just stay on the lin-" BANG BANG BANG!

I heard loud gunshots come from next door. I yelped and dropped the phone, it landed on the ground and broke. Then I ran to my bedroom window to try and figure out what was going on. But no sooner had I poked my head out the window I heard the woosh of a fire and the screaming... I'm going to make Jeff scream like that again when I find him. The only thing I can compare it to is the death cry of an animal. It was at the time for me horrfiying. But now it sounds like music to me and there is nothing I want to hear more in the world than him screaming.

I saw fire spew out of the house like an angry dragon. I ran downstairs immediantly and got the portable fire extingusher from the kitchen and ran outside. As I was running I popped the pin for the extingusher for immediant use. Luckily the door was unlocked as I barged in but when I saw Jeff, I completly froze.

He was lying at the bottom of the stairs almost completly on fire with adults trying to put it out. I saw bits of his skin through all the commotion. Some parts pink, some parts charred, but it was all covered in red. At the sight of all this I screamed and then I passed out. Last thing I remember is some of the adults running towards me. Whether it was to help me or get the fire extinguisher I don't know.

When I came to I was in a hospital bed wearing one of those gowns that a patient wears. A nurse came in a few moments later. She had long brown hair in a bun hidden under her hat. She looked like she didn't want to be there. I asked her what happened.

"All I know is that you were brought in with a few other kids because you fell and hit your head on a fire extinguisher." she said, annoyed.

"A fire extinguisher?" I reached up my hand and touched my head. I felt bandages and a large bump the size of a orange. Then I remembered Jeff. "One of the guys that came in here with me, the one with the burns, is he going to be alright?"

She sighed, "Listen, there was two boys that were brought in with you that had burns, and no I'm not letting you see him just because he's your boyfriend."

I felt the heat rise in my face. "He isn't my boyfriend! I'm just worried about him! Wouldn`t you be worried about someone who you just saw burning alive in front of you?!" I tried to keep my voice steady, but my voice quivered enough to make it sound like I was lying.

"Whatever. Your parents are here by the way. Wanna see them?" she asked.

"Yes, of course!" anything to get me away from that nurse.

My parents came in and the nurse finally left. They asked what happened. I told them everything. The fight, the note, all of it.

"I knew that Randy was no good!" my mom said.

"So have you heard anything about Jeff's condition?" I asked.

"No, not a thing," said my dad, "we just got here as soon as we heard about what happened to you."

"But who told you?" I asked. I didn't think I saw anyone at the party that my family knew.

"The hospital called us." mom said.

"Well I guess that makes sense." it made absolutley no sense to me of course. How would someone be able identify me without me having any form of identification.

I looked in the doorway and saw a man and a woman standing in there. My parents followed my gaze and saw them too.

"Excuse me, but is this Jane Arkensaw's room?" the woman asked.

"Yes." my mother answered, "Who are you?"

"I'm Margret, and this is Peter, my husband." she gestured to the man beside her. "We're Jeff's parents."

I sat up in my bed.

"I'm Isabelle, this is my husband Greg, and our daughter Jane." mom gestured to me.

"So, you're the girl who ran in with the fire extinguisher." Margret said.

"Yes." I replied quietly, embarassed. "Is your son alright?"

"He just came out of surgery a few hours ago. The doctors said he will be fine."

I relaxed at that thought. "That's good." I said. "Listen. I know what happened to Jeff and Liu on their first day of school..." then I told Jeff's parents what really happened to Randy and his crew.

"We had no idea that Jeff was capable of something like this." Peter said.

"I am willing to testify that Liu didn't beat up anyone and that Jeff only beat up Randy and his gang in self-defence."

"No need," said Margret, "Liu is being released from jail after what happened to those boys."

"That's good." I said.

"We just came to say thank you for trying to help our son, Jane. It warms my heart to see selfless people in your generation."

I blushed, "I did anything anyone whould have done in my situation." I looked down, "I'm not a hero."

"Nonsense!" Margret said, "The least we can do is invite you over to our place for dinner when Jeff gets out of the hospital!"

I looked at mom and dad. "It would be an honor." My mom said.

"It's settled then! We'll call you as soon as Jeff gets out of the hospital." we said our goodbyes and then they left.

About 2 days passed and I was allowed to be released from the hospital. During that time I had no contact with Jeff or his family, but I heard that Liu was released from jail and Jeff's wounds were healing. When I got back to school, I became the centre of attention, more or less because I was the only one who saw what happened at the party. But the only people I told about what happened were my friends: Dani, Marcy, and Erica. I didn't know what to tell them so I told them what I saw.

"Sounds like Jeff got his ass handed to him." said Dani, she had raven-black hair, with sapphire-blue eyes. She was usually the most level-headed of us.

"Well at least he went down fighting. I heard he took those idiots to the hospital with him." Erica snickered. She always dressed like she was from the 80's or something. Long, thigh-high rainbow colored socks, with hair to match, and always wearing some kind of backpack with her.

"He also took Jane to the hospital. Maybe she was trying to beat him up too." Marcy laughed. She seemed to be the "girly-girl" of our little group. She was blond with brown eyes, and nearly everytime we saw her, she had somesort of pink on her. Whether it was the color of her shirt, or the jewlery around her neck, and she was one of the biggest drama-queens I knew. Always streching out the truth or blowing something out of proportion.

"I told you, I went over there to try and help Jeff because something was wrong." I muttered. I was the "plain-jane", brown hair, green-eyes, completely unremarkable looks wise.

"Or maybe... You wanted to see your love one last time before he left to go get help for himself." Marcy said in her dramatic voice.

I just looked at her with my eyes the size of dinner plates.

"Wha... What?"

"You can't deny it Jane Arkensaw! You have a crush on Jeff!"

Every bloodcell in my body decided to migrate to my face at once when she said that.

"What?! No! I j-just wanted to help him that's all!"

"Liar! I saw you leave that note you left on his desk! What was it? A confesssion of your love for him?"

"No! It was nothing like that at all! I was just-"

"So you admit you left him a note then!"

"What do you mean?"

"I was guessing." she gave me a cynical little smile and then just waited for my responce.

The other girls started laughing at me.

"Jane it's only a joke! I was just kidding!" Marcy smiled.

"Your face is redder than a tomato!" Erica cackled.

"I hate all of you." I grumbled.

"Oh, stop being so serious!" Dani put a hand on my shoulder. "Come on, let's get to class."

The weeks went by, everything seemed to be normal. I think Liu even made a few friends. Everything was normal and nothing happened. Then Liu came up to me one day and told me about Jeff.

"Excuse me, your name is Jane right?"

I turned around and looked. It was Liu.

"Yes. You're Liu right? Jeff's brother?"

"Yeah." he looked a little uncomfortable. Then again, so was I. "Look my parents wanted me to tell you that Jeff is getting his bandages removed in a few days, so expect a phone call inviting you to dinner soon."

"Okay, well, thank-you." I said.

He was about to turn away when I said, "Hey, listen, what you did for Jeff... that was really respectable."

"Thanks. I heard you tried to help my brother with a fire extinguisher. That was cool."

"Yeah? Well thanks. See you around, I guess."

"Yeah, see-ya."

I was watching him walk away when I heard a little voice beside me say, "Cheating on your boyfriend are you?"

"The fuck?!" I turned around, surprised. It was Marcy.

"And with his own brother none the less!" she fake gasped.

"Shut-up!" I yelled. Then I turned my head to make sure Liu didn't hear me. He didn't.

"Lets just get to class." I grumbled.

Two days passed until the phone rang. My mom answered it. A few minutes later she got off and told me this:

"Jeff is getting out of the hospital today Jane."

I looked up at her and said, "That's great!"

"It looks like we'll be having that free dinner in a few days!" she chuckled.

A few hours passed and I heard a car pull into a drive-way across the street. I looked out the window and saw Jeff's car in front of its house.

"Jeff's home." I thought. I decided to watch out of curosity, to see what he would look like. Dear god how wrong I was.

His dad got out. Then his mom. Then Liu. But what I expected Jeff to look like couldn't be farther from what I saw. He had long black hair down to his shoulders, white, leathery skin, and that smile... that smile was the same smile I saw when he was in class after he beat up Randy, Keith, and Tony.

But Jeff looked right at me. Into my eyes I could feel those souless, sadistic eyes burn right into my soul. I still shake from the memory even now as I type this. He seemed to be looking at me for hours with that smile untill he looked away. I saw him walk into the house with his parents. I didn't even breathe untill that door finally closed behind them. My parents came into the living room and asked me what was wrong.

My only reply was a long, loud, scream. Then I fainted.

When I finally woke up, it was dark outside. My parents weren't in their bedroom. The house was deathly quiet. I got up and went downstairs. I was wearing a long nightgown that I wasn't wearing before I fainted. I went downstairs to the kitchen. The lights were on, which was unusual, my parents always told me to turn off the lights in a room when I left it.

There was a note on the table.

I picked it up.

Scrawled on the paper was this:

''Aren't you coming to dinner? Your friends are here too."

I began to shake violently. I dropped the paper. I went to the living room window and looked out. The lights were on in Jeff's house. I knew that I had to go there, but I was terrified out of my mind. I shook my head and looked back again. I saw Jeff leaning on the window in his house staring at me with a knife in his hand and tapping it against the window.

Tap. Tap. Tap.

He was still smiling.

Tap. Tap. Tap.

I started stepping back from the window, never taking my eyes off of him. Then I turned and ran away from the window into the kitchen. When I peaked out of the kitchen to look out the window, all I saw was a smear of red on the window.

I turned around and looked at the kitchen. Everything seemed to be in its place. Even the knives. I grabbed one of them and held on tight. Then I found the phone and tried to dial 911. But the phone line was diconnected. I had no idea where dad's cell phone was, or if it was even fixed. I didn't want to go upstairs to find it. I didn't want to get stabbed in the back while I was looking for it; and if I went to ask one of the neighbors for help, Jeff could kill or hurt whoever he have captive. So there was only one choice. To go fight Jeff alone.

I clutched the knife tighter and went to the front door, put on my shoes, and went outside. My hand lingered on the doorknob as I stepped outside. But I knew what I had to do. I let go of the doorknob and marched across the street to Jeff's house.

As I got closer to front door of his house I began to slow down. My knees began to shake, my palms began to sweat, and I started to breathe faster and shallower. before I knew it I was standing completly still on the front doorstep panting like a dog. I manned up grabbed the doorknob squeezed my eyes shut and jerked it open.

I stood there in the doorway with a knife in my right hand and the doorknob in my left, too terrified to open my eyes. Untill I heard a voice say, "Looks like you made it. I'm glad you did, friend." I opened my eyes. Then screamed.

His eyes were large and unblinking, and his smile was red. He had carved a smile into his face! His clothes were covered in blood, and then I passed out.

When I woke up I was at a dining room table. My knife was gone, and when I looked up, I saw people sitting at the table. It was my parents, Jeff's parents, his brother Liu, and my friends. They were all dead. With smiles carved into their faces and huge red cavities in their chests. The smell was unbearable, it's indescribable... unlike anything I had ever smelled before. It was the smell of death.

I tried to scream but I had a gag in my mouth and I was tied to a chair. I looked around at the room in disbeleif. Tears were welling up in my eyes from the sight and smell of the bodies.

"Look who's finally awake."

I turned and looked beside me. Jeff was there. I tried screaming but the gag was in the way. Suddenly he was beside with the knife against my throat.

"Shhhhhhh, shush, shush, shush. It's not polite to scream at friends." he began sliding the blade across my face. Repeatingly tracing invisible lines from the corners of my mouth up my cheeks in a large grinning smile. I shivered as he did this. When I turned away from him he grabbed the back of my head and forced me to look at the scene at the table. "Now, now, don't be rude, you're insulting everyone by not looking at their pretty faces."

I looked back at the table, looking at everyone with their faces carved into smiles and some with their chests still bleeding fresh blood. Hot tears began running down my face and I began to sob.

"Awww what's wrong?" Jeff purred, "Are you upset that you don't look beautiful like them?"

I looked at him, trying to understand what he said. But I looked away when I saw his face again and looked back to the table.

"Don't worry, I'll make you look beautiful too. What do you say?" he then slid the knife under the gag and cut it off.

I spat out the gag and looked at him straight in his eyes, trying to hold his gaze. He tilited his head to the side as he looked back at me. Then I shut my eyes and looked away from him. Then I muttered darkly, "Go fuck yourself." then I turned to look at him again, "You Joker reject!"

He just laughed in my face. I prefered it when he just smiled.

"You're even funnier than I thought."

He came closer to me. I looked away again, feeling his breath against my skin.

"Friends do Friends favors right? Well I'm going to do a favor for you."

I felt him let go of the back of my head. When I looked back he was out of the room. I looked back at the table once more, taking it all in. Fresh tears started to come down my face again as I remembered my family and friends who were alive only a few hours ago. I was still crying when Jeff came back.

"Don't cry." he said, "It'll be all over soon."

I looked down at him and saw he was holding a jug of bleach and a can of gas.

My eyes widened and I looked back at him.

"I didn't have any alchohol, so this will have to do."

Then he began to douse me in bleach and gasolene.

"We had better hurry, Jane. I've already called the firemen."

Then he held up a single match.

Lit it.

Then threw it at me.

The flames erupted as soon as the match came into contact with me. I screamed as loud as possible. The pain was unbearable. I could feel the flesh melting off my body, the heat invading every pore in my body. Blood evaporing in its veins, and my bones becoming charred and brittle.

Before I blacked out, I heard Jeff laughing, "See you later my friend! I hope you become as beautiful as I am! AHAHAHAHA!"

Then everything went black.

When I woke up I was sitting in a hospital bed, bandaged from head to toe. Everything was spinning, and it hurt to blink, and breathe.

I looked around and saw an empty room. I groaned loudly because my mouth was bandaged. Everything hurt. A nurse came in a few minutes later.

"Jane? Can you hear me?"

I looked towards her. The room started spinning even more.

"Jane, I'm your nurse, Jackie, I don't know how to say this but, you family died in the fire. I'm sorry."

Tears started falling down my face again. I sobbed.

"No honey, don't cry. You won't be able to breathe if you do."

I couldn't stop.

"Jane I'm going to give you something to help you calm down alright?"

I felt something run into my blood stream, then I fell asleep again.

When I woke up again I could move more and my body wasn't as bandaged as it was when I first woke up. I looked around and saw that my room had flowers in it. Some were fresh, some were dying. I tried to get up but a nurse came in and put me back down.

"Easy Jane, you've been asleep for a while. Try to take it easy."

I tried to speak. My voice came out rough, and sandpapery. "How, how long was I alseep?"

"Almost 2 weeks. You were put in a medically induced coma in order for your body to heal. I'm the same nurse you saw the first time you woke up."

"Give me a mirror." I said.

"Jane, I don't think that's wi-"

"GET ME A MIRROR!"

I felt the handle of a mirror get slipped into my hand. When I looked into the mirror I dropped in onto the floor. The shattering of the mirror didn't compare to the shattering of my realisation. My skin was leathery and brown, I didn't have a single hair on my head, and the skin around my eyes were saggy. I looked almost as bad as Jeff.

Everything came flooding back for me. I began to cry harder than I ever had before. The nurse was hugging me be it didn't help much. At the height of my sobbing, I was surprised that nobody else came in to check up on me. By the time I was done, I could barely speak.

Someone came into the doorway.

"Excuse me, I have a delivery for a 'Miss Arkensaw'?"

"I'll take those." Jackie stood up and went to the doorway. I didn't want the delivery guy to look at me so I stared at the wall in front of me.

"Someone certainly cares about you Jane. It looks like the same person who sent you all these flowers got you a package too."

I looked around at her. She was holding a pink paper package tied with brown string. I reached out and took it from her. The second I took that package from her I knew something was wrong.

"Excuse me but, could I have something to eat?" I asked as sweetly as possible.

"Of course, I'll get you some food right away." Jackie smiled back, then left the room.

My hands shook as I grabbed the string and pulled it. The paper lightly bounced up and I saw something that turned my blood to ice. It was a white mask with black around the eyes and a black feminine smile. It also had black lace covering the eyeholes of the mask, so even though someone couldn't see my eyes, I could see them. There was also a long, black dress with a turtle neck, black gloves, and a black wig with beautiful curls. Along with all these things, there was a bouquet of black roses and a sharp kitchen knife.

Attached to the mask there was also a note:

'"Jane, I'm sorry I messed up with trying to make you beautiful. So I gave you a mask that will let you seem beautiful until you get better. Also you forgot your knife, I thought you would want it back."'

'-Jeff '

By the time nurse Jackie came back, the present was hidden under my bed. I told her all that was there was the flowers. She seemed to be disgusted by them so she threw them out. I thanked her for that.

That night, when everyone was either asleep or gone home, I snuck out. The only thing I had to wear was that dress. So I put it on and I found a pair of shoes outside in the hallway, forgotten by some careless nurse. I wore the wig to look less inconspicuous.

I didn't know where I was going, and I didn't care. When I finally stopped walking, I was in front of a cemetery. I went inside and found two tombstones. Isabelle Arkensaw and Gregory Arkensaw. I sat down in front of their tombstones and cried once more. When I finally sat up, the sun was begining to rise, and so was a new chapter in my life. I took the mask and put it on. Then picked up the knife and held it as tightly as I did before. Then I turned around and looked at the rising sun, on that day I sweared my revenge against Jeff the Killer and donned my new name "Jane Everlasting". For I want the only thing to be more everlasting for Jeff than his madness to be his death.

Ever since that day I have been trying to find Jeff and kill him.

Hunting him.

Hunting him like the animal he is.

I will find you Jeff, and I will kill you.

As for the photo that has been popping up of me saying: "Don't go to Sleep, You won't wake up" that pretty much explains what I want to do with Jeff's victims, prevent them from becoming victims in the first place. Whoever said that I kill them so they don't get killed by Jeff is a gross overstatement.

So, this is my story. Whether you accept it as fact is not up for me to decide. Now if you excuse me, the sun is going down, and the hunt is beginning once more.

http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20120207162521/creepypasta/images/d/da/Janethekiller.png


Tekst oraz obraz został skopiowany ze strony http://creepypasta.wikia.com


Śmierć jest jedynie wypadkową człowieka wiedzionego przez instynkt.
'I look up high, from the steel tower.
Wondering how i would feel if I fall down.'
http://steamsignature.com/status/english/76561198004299557.png

Offline

 

#6 2013-02-18 19:42:30

 Deferdus

Wojownik

7242199
Skąd: Krewlod
Zarejestrowany: 2010-12-31
Posty: 812
Miasto: Twierdza i Zamek
Kampania: Ostrze Armagedonu
Jednostka: Strzelcy, Kapłani
Bohater: Gelu
Magia: Nie określona

Re: Creepypasta

Zacny obrazek milordzie .

I oczywiście coś ode mnie:

Chce rozpocząć od tego, że jeśli szukasz tu odpowiedzi to przygotuj się na rozczarowanie.
Byłem na stażu w Nickelodeon Studios w roku 2005. Mialło mi to zapewnić dyplom z animacji. Oczywiście było to darmowe, tak jak większość praktyk, lecz musiałem wykonywać część roboty jak parzenie kawy itp. Nie zrobi to wrażenia na dorosłych, ale dla dzieciaka takiego jak ja było to duże wyzwanie. Od czasu kiedy pracowałem bezpośrednio z redaktorami i animatorami miałem dostęp do najnowszych odcinków jeszcze przed emisją.
Studio wypuściło niedawno film o Spongebob'ie i było trochę wyczyszczone z pomysłów, dlatego też produkcja sezonu się opóźniała. Jednakże, serię opóźniał też pewien problem z pierwszym odcinkiem.
Ja i dwóch innych stażystów siedzieliśmy w pokoju wraz z animatorami i dźwiękowcami. Przygotowywali ostatnie kadry i kiedy skończyli, otrzymaliśmy kasetę, która miała być odcinkiem "Fear of Krabby Patty". Skupiliśmy się wokół ekranu. Jako, że nie była to wersja ostateczna animatorzy umieszczali w niej wiele lubieżnych dowcipów jak tytuł "How Sex Doesn't Work" zamiast "Rock-a-by-Bivalve", gdzie Spongebob i Patryk adoptują morską muszelkę. Nie jest to bardzo zabawne, ale potrafi wywołać lekki uśmiech. Dlatego też, nie zdziwiłem się gdy ujrzałem tytuł "Samobójstwo Skalmara". Wesoła muzyczka zaczęła grać jak normalnie i zaczęło się.
W pierwszym ujęciu Skalmar ćwiczy grę na klarnecie, wydając z niego kilka fałszywych dźwięków. Słyszymy głos Spongebob'a zza kadru i Skalmar przestaje grać. Zaczyna wrzeszczeć na Sponge'a, że musi ćwiczyć na swój wieczorny koncert. Bob odpowiada "OK" i idzie do Sandy z Patrykiem. Wtedy pojawia się przejście w postaci bąbelków, a w następnej scenie możemy ujrzeć Skalmara grającego na koncercie. Wtedy to zaczynają się dziwne rzeczy. Niektóre klatki wydają się powtarzać, lecz dźwięk gra bez zarzutu (na tym etapie dźwięk jest zsynchronizowany z obrazem, więc nie zdarza się to często. Po zakończeniu gry rozlega się charakterystyczne "Buuu". Nie jest to jednak standardowe "Buuu", gdyż można w nim dosłyszeć żywą złośliwość. Kamera zaczyna pokazywać Spongebob'a w pierwszym rzędzie, który (co do niego nie podobne) również wyraża dezaprobatę. Od normalnej kreskówki odróżniają to oczy. Wyglądają jak żywe.
Spojrzeliśmy na siebie, lecz uznaliśmy, że to po prostu jakaś nowa technologia. W następnym ujęciu widzimy Skalmara siedzącego na łóżku na tle nocnego nieba zza okna. Najbardziej niepokojące jest to, że w tym momencie nie ma dźwięku. Z głośników nie wydobywał się nawet standardowy szum. Trwało to przez 30 sekund, kiedy to Skalmar zaczął cicho łkać. Położył ręce (macki) na oczy i cicho zawył. Dźwięk był bardzo prawdziwy.
Ekran zaczął powoli przybliżać się do jego twarzy. Było to bardzo powoli, różnicę można było zauważyć dopiero między 10 sek. Szloch staje się coraz głośniejszy, z coraz większą dozą gniewu i bólu. Następnie ekran drga lekko, a potem wraca do normalności. Płacz staje się coraz głosńiejszy i dosadniejszy jakby nie wydobywał się z głośników tylko Skalmar stał wraz z nami w pokoju. Nie istnieje jeszcze sprzęt, który mógłby emitować takiej jakości dźwięk.
Następnie szloch trochę ucichł, przerodził się jakby w śmiech. W tle było słychać dziwny, niezidentyfikowany dźwięk. Po 30 sek. tego, ekran drgnął gwałtownie i coś błysnęło. Jeden z animatorów przewinął akcję i...
Ukazał się nam obraz martwego dziecka. Nie miało połowy ciała i oczu. W tle widać było odbicie fotografa. Nie wyglądało to na zdjęcie policyjne. Wydawało się, że to ów fotograf zabił to dziecko.
Zlękliśmy się, lecz wciąż mieliśmy nadzieję, że to jakiś chory żart. Po ponownym włączeniu Skalmar wciąż trzymał swe macki na oczach, z których zaczęła lecieć krew. Wyglądało to bardzo prawdziwie. Jego płacz stawał się coraz donośniejszy, zmieszał się ze skowytem. Wtedy ponownie ujrzeliśmy zdjęcie. Podobne, ale innego dziecka. Trwało to ok. 5 sekund. Od tego momentu zdjęcia pokazywały się coraz częściej i dłużej, a ciała na nich przedstawione były coraz bardziej makabryczne. Płacz zmieszał się ze śmiechem i był nazbyt prawdziwy. Po ok. minucie wszystko ustało. Ujrzeliśmy Skalmara stojącego an face i usłyszeliśmy donośny głos "ZRÓB TO". Skalmar powoli przystawia sobie pistolet do skroni i strzela. Krew oraz organy rozbryzgują się po całym ekranie, a w tle słychać owy przerażający śmiech. Ostatnie 5 sek. filmu wypełnione było przez widok zwłok Skalmara.
Cała sprawa została zgłoszona prezesowi. Domagał się odpowiedzi na to co się stało. Nie wierzył naszym opowieścią, więc puściliśmy film na nowo. Ów obraz utkwił w mej głowie na zawsze.
Śledztwo wykazało, że pliku nie modyfikował nikt z pracowników, a utworzony został ok. 24 sekundy przed naszym seansem. To ok. pół minuty za późno. Wszystkie programy nie wykazały niczego szczególnego, lecz my wiedzieliśmy, że coś było nie tak. Prowadzono też śledztwo w sprawie tych zdjęć, lecz nie zostały wysnute żadne wnioski. Żadne dziecko nie zostało na nim zidentyfikowane ani nie udało się ustalić tożsamości fotografa. Nigdy wcześniej nie wierzyłem w zjawiska tego typu, lecz od tego momentu podchodzę inaczej do takich spraw.


Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
http://lastlabs.pl/musicbar.php?username=Deferdus&color=lemon&unicode=no
http://osusig.ppy.sh/image5.png?uid=3636051&m=1

Offline

 

#7 2013-02-19 20:18:35

 Sauron

Generał

Skąd: Barad-Dur
Zarejestrowany: 2009-03-22
Posty: 2239
Miasto: Nekropolia/Cytadela/Forteca
Kampania: Bunt Nekromanty/Cena Pokoju
Jednostka: Tytan/gorgona/władca mroku
Bohater: Wystan/Sandro/Neela
Magia: Dopasowana

Re: Creepypasta

Mam dla was jedną creepypastę. W wersji filmowej, przedstawia rzecz, która wstrząśnie was do samego rdzenia waszego jestestwa i obedrze ze wszelkiej nadziei na lepszą przyszłość. Uświadomicie sobie, że jesteście zgubieni i czeka was los gorszy od śmierci. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

http://www.youtube.com/watch?v=4bEDM4bsfWg


http://oi51.tinypic.com/ela913.jpg

Offline

 

#8 2013-02-19 20:44:56

 Deferdus

Wojownik

7242199
Skąd: Krewlod
Zarejestrowany: 2010-12-31
Posty: 812
Miasto: Twierdza i Zamek
Kampania: Ostrze Armagedonu
Jednostka: Strzelcy, Kapłani
Bohater: Gelu
Magia: Nie określona

Re: Creepypasta

Myślałem, że to Justin Bieber...

W miejscu, z którego pochodzę krąży taka legenda. Dotyczy ona po prostu wierzbowych ludzi. Prawie wcale nie potrzebujemy ochrony porządku publicznego w tym mieście. Wierzbowi ludzie zajmują się wszystkim. Każdy krok, każde słowo, każda przelana kropla krwi... Wierzbowi ludzie wiedzą o tym zanim ktokolwiek inny się dowie. Uwierz mi, każdy kto wywołał gniew wśród nich, zniknął bez śladu. Dlatego też, gdy zrozumiałem co zrobiłem było już za późno. Wierzbowi ludzie nadchodzili.

Ona po prostu nie mogła się zamknąć. Bez względu na to co bym powiedział i co bym zrobił... ehh... ona była histeryczką. Ciągle chodziła po domu krzycząc. Stwierdziła, że znalazła to i owo, i że ją zdradzałem. Zapytała mnie z kim, więc powiedziałem, że jest szalona. Myślę, że wyczerpałem już tą wymówkę. Po chwili nie mogłem już znieść jej pieprzonego głosu. Mogłbym chodzić z pokoju do pokoju, ona podążałaby za mną. Gdy weszliśmy do kuchni moja cierpliwość się wyczerpała.

Wziąłem pierwszy lepszy nóż jaki mogłem znaleźć i wbiłem jej prosto w gardło. Jej oblicze złości i smutku zlało się w jeden grymas rozpaczy i niedowierzania. Padła na kolana, purpurowa ciecz swobodnie zalała jej bluzę. Wbiła swoje łapy w podłogę wydając jakieś bulgoczące dźwięki, które jeszcze bardziej mnie rozwścieczyły. Chwyciłem żelazną patelnię, która grzała się na kuchence i zamachnąłem się na jej głowę. Wilgotna, krwista szczelina powstała w miejscu, w które dostała. Mimo wszystko, kiedy mogłem już przestać - nie przestawałem.

Nawet nie wiem ile razy ją uderzyłem, ale miałem niezłą ilość krwi na sobie. To co zostało z jej głowy było złączone ze sobą cienkimi kawałkami kości a krew nie przestawała się lać. Z dużym zgrzytem rzuciłem patelnię na podłogę. Marzyłem, żeby dotknęły mnie wyrzuty sumienia, przynajmniej mógłbym poczuć się jak człowiek. Niestety, tak się nie stało. Byłem po prostu szczęśliwy, że sie jej pozbyłem. Z burknięciem podniosłem jej ciało z podłogi i wciągnąłem na ramię. Jej twarz wisiała obok mnie, martwe oczy spoglądały z przekonaniem. Mogłem tylko chichotać. Jak tylko znalazłem się na zewnątrz, zrzuciłem zmasakrowane ciało na ziemię i poszedłem szukać szpadla. Wtedy wiedziałem, że mnie obserwują.

Słyszałem szepty dochodzące z lasu a w kącie oka mogłem dostrzec ich śledzących uważnie każdy mój krok. Kiedy patrzyłem na drzewa widziałem jedynie sękate gałęzie gapiące się na mnie. Wiedziałem, że oni tam są. Zrobiła się szarówka zanim ją na dobre pochowałem. Byłem cały mokry od potu co powiększyło plamy krwi na moim ubraniu i pozwoliło im przybrać barwę pomarańczową. Spojrzałem raz jeszcze na drzewa i dostrzegłem ich wyglądających zza pni. Długie, sękate twarze z wydrążonymi oczyma i mizerną, nagą sylwetką. Mogłem tylko częściowo dostrzec ich twarze, jako że zdecydowali się schować za ich pieprzonymi, kochanymi drzewkami, lecz byłem pewien, że tam są. Obserwują, szepczą...

"Na co się gapicie, idioci?! Słyszeliście ją! Musiałem to zrobić!" wydzierałem się na nich.
Czy czekałem na odpowiedź? Sam nie wiem. Po prostu wciąż obserwowali zza drzew. Splunąłem na ziemię i odrzuciłem szpadel. Mogliby mnie dorwać w ciemności a ja nie mam zamiaru poddać się bez walki. Skradając się, wszedłem do domu i przygotowywałem się. Zastawiłem drzwi komodą i kanapą, zabiłem wszystkie okna deskami. Jak tylko słońce spełzło za horyzont wielka obawa narodziła się gdzieś w głębi mojego żołądka. Nerwy ze stali? Phi... Zacząłem obawiać się myśli, że zacznę zmieniać się w strugę zimnego jak lód potu. Załadowałem strzelbę i sięgnąłem po butelkę whiskey. Wziąłem jeden wielki łyk, a potem następny i następny, aż w końcu sfrustrowany roztrzaskałem butelkę o ścianę.

Jedne jedyne drzwi pozostawiłem otwarte. Drzwi z widokiem na las. Postawiłem naprzeciwko nich krzesło i usiadłem ze strzelbą w ręku. Wciąż się gapili. Wierzbowi ludzie. Patrzyliśmy tak na siebie przez kilka godzin. W końcu zmęczenie wzięło górę i zacząłem przysypiać. Desperacko starałem się mieć oczy otwarte. Przez głupią sekundę podparłem swoję głowę strzelbą tak aby nie mogła upaść. Otrząsnąłem sie z tego durnego pomysłu i podniosłem wysoko głowę. Ostatnią rzeczą jaką chciałem zrobić było zastrzelenie samego siebie. Eh, gdybym wiedział co potem nastąpi... Pewnie powinienem był to zrobić.

Zmusiłem się do zostania przytomnym jeszcze przez kilka godzin. Dzień przyszedł i odszedł, była północ gdy się zorientowałem. Oni pozostawali za drzewami. Zacząłem sobie uświadamiać, że jeżeli zamknę na chwilę oczy, będę miał wystarczająco dużo czasu by je otworzyć i w trakcie gdy oni będą starali się mnie dorwać, ja będę mógł kilku ustrzelić. Uśmiechając się do siebie zrobiłem to. Trudno powiedzieć jak długo spałem. Być może sekundy, może kilka dni. Otworzyłem oczy i zdałem sobie sprawę, że wciąż siedziałem na krześle ze strzelbą na kolanach. Natychmiastowo ocknąłem się gdy zobaczyłem, że wierzbowi ludzie nie kryją się już za drzewami. Wściekłem się i podniosłem lufę. Zrobiłem kilka kroków na zewnątrz starając się równomiernie oddychać. Zachwiałem się niekontrolowanie i zrozumiałem, że nie da się trzymać tej cholernej broni stabilnie.

Uspokoiłem się kiedy nie dostrzegłem niczego na zewnątrz, więc postanowiłem wrócić na swoje stanowisko lecz nagle zamarłem w bezruchu. Czułem łzy w oczach a w moim gardle coś zaczęło podnosić się i opadać. Wierzbowi ludzie spoglądali na mnie z każdej strony domu. Zmroził mnie widok ich sękatych twarzy i gałęziopodobnych rąk. Musiałem coś zrobić. Podniosłem broń i strzeliłem. Strzał zdołał wyrwać część framugi ale nie trafił żadnego z nich. Ze złością sięgnąłem do kieszeni po świeży pocisk. Udało mi się przeładować, więc raz jeszcze podniosłem lufę.

Wierzbowi ludzie wciąż patrzyli na mnie z każdej strony. Tym razem przymierzyłem i strzeliłem ponownie. Kolejny strzał trafił we framugę, lecz znacznie bliżej od poprzedniego. Nerwowo grzebałem w kieszeni szukając kolejnego pocisku a kiedy udało mi się go dobyć, przykrył mnie wielki cień. Spojrzałem w górę, oni byli nade mną. Krzyczałem, a zamykając lufę zatrzasnąłem sobie palec, efektownie odcinając go. Tuż po tym straciłem przytomność i upadłem.

Kiedy się ocknąłem było cholernie zimno. Wzrok powoli do mnie wracał. Czułem, że coś mnie ciągnie. Moje serce zamarło kiedy się rozejrzałem. Ciemność rozciągała się jak okiem sięgnąć. Wiedziałem, że jestem w najgłębszych partiach lasu. W miejscu, gdzie kiedyś znajdował się kciuk była czerń i opuchlizna a ręka była odrętwiała aż do łokcia. Cholernie bolały mnie także kostki lecz nie wiedziałem dlaczego. Gdy na nie spojrzałem okazało sie, że są zwichnięte a wierzbowi ludzie ciągną mnie za stopy. Zacząłem krzyczeć tak głośno jak było to możliwe. Chciałem, żeby ktoś mnie usłyszał. Ktokolwiek...

Byłem chyba jedynym powodem, dla którego coraz więcej wierzbowych ludzi wyłaziło zza najdziwniejszych wierzb jakie w życiu widziałem. Ich pnie były dosyć małe i wyglądały dosłownie jak skóra. Ziemia dokoła nich była czerwona i wilgotna jednakże w miejscu, do którego mnie zaciągneli teren był mokry i nierówny. Spojrzałem na ich korony. Człowieku, uwierz mi. Nie chciałbyś tego widzieć, ja sam tego nie chciałem. Z drzew zwisały ciała obdarte ze skóry, krew lała się z nich strumieniami. Moje krzyki były pochłonięte przez ciemność a moje gardło wysiadło, zachrypnięte i nadwyrężone. W ciszy słyszałem zanikający jęk...

Obejrzałem się, chciałem się dowiedzieć czy ktoś jeszcze jest w okolicy. Może jakiś idiota, którego spotkał taki sam los jak mnie. Na moje nieszczęście odkryłem źródło jęków. Ciała zwisające z gałęzi były wciąż żywe. Wkrótce moje zwłoki także miały być rozdarte na kawałki. Potępiony, będę wisiał a moja krew będzie zasilała te cholerne wierzby. Nie mogłem zrobić niczego innego poza zaakceptowaniem swojego losu. Wierzbowi ludzie dopadli mnie...


Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
http://lastlabs.pl/musicbar.php?username=Deferdus&color=lemon&unicode=no
http://osusig.ppy.sh/image5.png?uid=3636051&m=1

Offline

 

#9 2013-02-22 21:27:21

 Mathias

Król

35762222
Zarejestrowany: 2006-11-25
Posty: 6916
Miasto: Zamek
Kampania: Niech Żyje Królowa
Jednostka: Archanioł
Bohater: Christian
Magia: Woda
WWW

Re: Creepypasta

Dobra, odważyłem się tu wreszcie wejść, faktycznie nic strasznego w tym obrazku Pandrodora .

Ostatnio czytałem fajną pastę na temat gry Polybus. Czy ktoś słyszał o niej?



http://egildia.pl/wp-content/uploads/2016/12/ggg%C5%82adkie.png
+Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też podtrzymywałem dla ciebie łaskawość.+ [Jr 31, 3]
+Świat jaki znamy odchodzi. Jednak to przeszłość jest kluczem do przyszłości.+
+Pogarda to przywilej ludzi światłych i rozumnych. W innych przypadkach jest przejawem zwykłego gówniarstwa i ciemnoty.+

Offline

 

#10 2013-02-22 21:48:06

 Deferdus

Wojownik

7242199
Skąd: Krewlod
Zarejestrowany: 2010-12-31
Posty: 812
Miasto: Twierdza i Zamek
Kampania: Ostrze Armagedonu
Jednostka: Strzelcy, Kapłani
Bohater: Gelu
Magia: Nie określona

Re: Creepypasta

Oczywiście ja .

Gra została wypuszczona na rynek w bardzo małym, wręcz znikomym nakładzie. Jeden czy dwa przestarzałe automaty na przedmieściach Portland. Wokoło gry panuje atmosfera tajemnicy i kraży o niej wiele dziwnych opowieści, podobno powodowała amnezję, ludzie nie pamiętali gdzie mieszkają a nawet nie pamiętali swojego imienia!

Miała być ona wyprodukowana przez pewien rodzaj wojskowej grupy badawczej która zajmowała się najnowszą technologią. Pracowali także nad metodami modyfikacji zachowań ludzkich. Wszystko było opracowywane na potrzeby CIA. Dzieci które grały w tą grę budziły się z krzykiem w środku nocy, więkoszość z nich miała potworne koszmary.

Zgodnie z zeznaniami właściciela salonu gier, "faceci w czerni" zbierali nagrania z procesu gry. Nie interesowały ich pieniądze jakie mogli zarobić na automacie, oni po prostu zbierali informacje na temat gry.

Pomijając całą tajemniczą otoczkę, sama gra też nie należała do zwykłych. Abstrakcja która zakrywała na psychodelie łącząca szybką akcję z elementami układanki - ten dziwny, bądź co bądź, opis najlepiej opisuje jak gra mogła wyglądać. Dzieci które w nią zagrały, odczuwały potem paniczny strach przed jakimikolwiek rodzajamy gier wideo. Jeden z nich rozpoczął nawet swojego rodzaju krucjatę przeciwko nim. Skontaktowaliśmy się z nim, z nadzieją że będzie miał dla nas jakieś informacje na temat Polybiusa, niestety jedyne co był nam w stanie powiedzieć to to że gra znikneła z salonu gier niecały miesiąc po tym jak w nią zagrał.

Nikt nigdy nie znalazł ROMu (przyp. tłumacza pamięć tylko do odczytu, pozwala nam np grać w gry z snesa na komputerze) choć niektóre źródła twierdzą że jednak istnieje jakaś wersja, jednak jest w posiadaniu nieznanego kolekcjonera. Po internecie krąży pare screenshotów z gry.

To zdjęcie pochodzi ze spisu "The Killer List of Videogames" (http://www.klov.com/). Automat pojawia się także w odcinku Simpsonów "Please Homer, Don't Hammer 'Em".

Na automacie widziamy napisa "Property of U.S Government", co pokazuje jak bardzo popularna była ta legenda w czasach kiedy ten odcinek był w produkcji. Pozostając przy napisach, na ekranie początkowym (rys.1) oprócz rzucającego się w oczy napisu "Polybius" jest jeszcze nazwa firmy "Sinnesloeschen". Jest to rodzaj zabawy językiem bowiem nie znajdziemy tego słowa w jakimkolwiek słowniku języka niemieckiego, jednak kiedy rozbijemy słowo na części pierwsze wszystko zaczyna nabierać sensu, "Sinn(es)" znaczy nie mniej nie więcej a "zmysł" lub "rozum". Drugi człon czyli "Loeschen" znaczy tyle co "usunąć" czy "pozbawić".

Na stronie internetowej YouTube można znaleźć filmik który przedstawia dwójkę znajomych, którzy po otrzymaniu od anonimowego informatora dokładnych danych o tym gdzie znajduje się prawdziwy automat, odkrywają mitycznego Polybiusa.

http://www.youtube.com/watch?feature=pl … Emg09EcatE

Oczywiście jak zawsze nie wrzucam zdjęć, nie ważne, czy są straszne, czy nie. Nie każdy chce je oglądać.


Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
http://lastlabs.pl/musicbar.php?username=Deferdus&color=lemon&unicode=no
http://osusig.ppy.sh/image5.png?uid=3636051&m=1

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Is TS2 Space legal? pojemniki komornik radzionków przegrywanie kaset woj podlaskie https://magicalshoes24.com/