Tajemnice Antagarichu | Heroes 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 Forum

Tajemnice Antagarichu | Heroes 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 Forum

Ogłoszenie

Witamy w Królestwie!


#1 2013-10-19 19:18:53

 Deferdus

Wojownik

7242199
Skąd: Krewlod
Zarejestrowany: 2010-12-31
Posty: 812
Miasto: Twierdza i Zamek
Kampania: Ostrze Armagedonu
Jednostka: Strzelcy, Kapłani
Bohater: Gelu
Magia: Nie określona

Niebieska Poświata

Trwała ciemna i burzliwa noc. Co chwila czarne niebo rozjaśniały na ułamek sekundy wielkie błyskawice, natychmiastowo swoim grzmotem budząc część mieszkańców małego miasteczka na południu Anglii. Nie było ono zbytnio znane, utrzymywało się głównie z żniw i połowu ryb. Domy były biedne, większość zajmowały po prostu ceglane budynki w których mieszkały małe rodziny. Wieś wkrótce miała opustoszeć, a ludzie nigdy nie wrócić. Żył w tym miasteczku pewien mężczyzna. Miał na imię Will i był znany z tego, że zapisywał wszystkie swoje poczynania w pamiętniku. Robił to zawsze przed północą, a pamięć miał bardzo dobrą, więc większość z danego dnia pamiętał. Weszło mu to w nawyk i pisał w pamiętniku zawsze, bywało, że robił to nawet nieświadomie pisząc po prostu piórem. Był rok 2002, trwał październik od dni 24. Szedł on właśnie ulicą, trzymając w prawej dłoni rewolwer, a w lewej swoją świętość. Chodząc przez kałuże w końcu padł w jednej na kolana. Patrzył wprost na jakąś postać w płaszczu i czarnym kapeluszu. Trzymała ona ręce w kieszeni z których wydobywały się promyki niebieskiego światła i patrzyła w ziemię, zmartwiona. Mężczyzna przyłożył sobie broń do skroni i wystrzelił. Książka wypadła mu z ręki a on uderzył bladą twarzą w beton. W oknach od razu zapaliły się światła. Wszyscy ludzie mieszkający przy tej ulicy patrzyli w jeden punkt. W martwego mężczyznę. Pamiętnik leżał w kałuży krwi otwarty na jednej stronie. Był na niej zapis z dnia przed. Powody tego zdarzenia, mieszkańcom były nieznane. Nie mogli oni w końcu wiedzieć jak ważne było zdarzenie który zaobserwowali. Wszystko bowiem miało początek kilka dni temu.

Październik dzień 22. Piękny poranek w naszym małym miasteczku dodawał wszystkim energii. Mam na imię Lawrence i jestem detektywem. Najczęściej zajmowałem się błahymi sprawami kradzieży zabawek, bądź zaginięć psów. Pieniędzy starczało mi tylko na podstawowe rzeczy jak utrzymywanie się przy życiu. Wcześniej moje życie było tylko pasmem porażek, więc nie dziwię się, że tak ono teraz wygląda. Jestem nawet szczęśliwy, że udało mi się z tego wybrnąć. Jednak ten dzień przyniósł coś odmiennego i dziwnego. Zadzwonił do mnie telefon.
- Halo?
- Dzień dobry! - odezwał się męski głos w słuchawce - Proszę przyjechać czym prędzej pod adres podany w poczcie. Przyniesie ja zaraz listonosz.
- Proszę powiedzieć o co... Cholera... Rozłączył się. - powiedziałem do siebie i odłożyłem słuchawkę. W tym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Ukazał się w nich listonosz z pewnym listem. Otworzyłem go czym prędzej i moim oczom ukazał się adres, prawdopodobnie ten o którym mówił mężczyzna z telefonie. Ubrałem się i wsiadłem do samochodu, po czym od razu ruszyłem.
Droga prowadziła do dużej, pięknej willi. Cała była pomalowana na żółto, wiele okrągłych okien i duże drzwi, w których spokojnie zmieściłby się słoń. Ogród był na terenie hektara, cały pokryty pięknymi kwiatami. Jechałem dosyć długo, ponieważ mój cel był poza rodzinnym miastem. Nagle dostałem SMS...
"Mam straszne zakwasy, nie wiem nawet skąd się u mnie wzięły. Po prostu się z nimi obudziłem. Poradź mi coś na ten cholerny ból!"
Był to nie kto inny jak mój serdeczny przyjaciel Will. Wiedział, ze znam się na różnych lekach ale postanowiłem odpisać mu później. Zadzwoniłem do drzwi wspaniałego domu, otworzyła mi bardzo urocza kobieta. Nie wypowiedziała jednak ani jednego słowa, a na twarzy kryło się coś pomiędzy smutkiem a zdenerwowaniem.
- Pan jest tym detektywem prawda? - rzekł nadchodzący mężczyzna z kieliszkiem wina w ręce i uśmiechnął się.
- A pan jest osobą, która do mnie dzwoniła? Skąd pan wiedział o listonoszu? - spytałem i odwzajemniłem uśmiech.
- Nie traćmy czasu na rozmowy. Proszę za mną. Wiem, że nie zajmował się pan nigdy zbyt poważnymi sprawami więc dzisiejszy dzień, może być przełomem w pana życiu. Otóż, w moim domu dokonano morderstwa! - zatrzymałem się raptownie po usłyszeniu tych słów.
- Słu... słucham?
- Ależ proszę się nie martwić. Nie sądzę aby był to jakiś większy zbrodniarz. Zabił pokojówkę, a sądzę, że miał na celu moją żonę. Lubi ona bardzo grać wieczorami w pokera, ostatnio wygrała całkiem sporą sumkę i... o! Jesteśmy na miejscy. Za tymi drzwiami zostało dokonane morderstwo. Nic nie było ruszane.
Otworzyłem powoli drzwi. Na środku pokoju przypominającego schowek leżało ciało, jednak nie było nigdzie śladów walki, ani nawet krwi. Okno było otwarte, a wokół leżały stosy kartek i pusta okładka jakiegoś dziennika.
- Jakie miał pan kontakty z ta kobietą?
- Pracowała ona u nas już od 6 lat. Jednak przez ostatni miesiąc była nerwowa i ogólnie cała spięta. Wieczorami zamykała się w tym miejscu i pisała w dzienniku, który jest teraz zniszczony. Byłem zdziwiony, bo zawsze była pracowita i wesoła. Utrzymywała dobry kontakt z każdym z rodziny…
Nie słuchając dalej zająłem się zbieraniem kartek. W każdym dniu było coś zapisane, zwykle były to jakieś zwykłe przeżycia, ale brakowało wpisów od 13.10 do 20.10. Co tam mogło być napisane? Ostatnia wiadomość jest ze wczoraj i jest bardzo krótka.
"Wykryli mnie! Muszę to schować! Nie zostawię tego!"
- Czy była ona przywiązana do jakiegoś przedmiotu?
- Co za dziwne pytanie, oczywiście, że nie! Ta kobieta zawsze miała głowę na karku i nigdy by się nie przejmowała jakimś głupim przedmiotem!
- Coś jednak było na tyle ważne. I nie tylko dla niej. Morderca musiał czekać pod oknem i udusić kobietę po skończeniu pisania dziennika. Słyszał pan coś tej nocy?
- Nie, było cicho jak w grobie.
Przeglądałem w milczeniu kartki i nagle dostrzegłem coś co się wszędzie powtarzało.
- Czyżby kobieta była uzależniona od alkoholu?
- Lubiła wypić kieliszek wina wieczorem. Pozwalałem jej na to, ponieważ nigdy nie była pijana z tego powodu. Ma nawet swoje własne wino w barku.
Wzrokiem począłem szukać kieliszka. Nigdzie go nie było, była za to mała kałuża na ziemi. Powąchałem ciecz i rzeczywiście. To było wino.
- Mógłbym wziąć butelkę wina tej kobiety?
- Ależ oczywiście. Ona nie miała gustu do wina, często wybierała jedne z tańszych.
- Dziękuję bardzo, wrócę tu jeszcze. - powiedziałem i wyszedłem z butelką z budynku, po czym wysłałem próbkę wina na badanie... Źle mi to wyglądało. Po za tym postanowiłem odpisać przyjacielowi.
"Dużo się ruszaj, a ból minie "

Następnego dnia wieczorem postanowiłem odwiedzić Willa. Coraz częściej dostawałem wiadomości z jego narzekaniem, a skoro na razie nie dostałem informacji o zawartości wina nic nie stało mi na przeszkodzie. Stałem właśnie przed drzwiami i przyciskałem dzwonek. Po chwili otworzył mi blady, chudy człowiek.
- Hej! - przywitałem się uśmiechnięty.
- Lawrence! Wreszcie! Wejdź proszę! - wpuścił mnie do środka. Był prawie, że aż uradowany z mojej wizyty. - Musze Ci coś pokazać przyjacielu! Nie uwierzysz co znalazłem w swoim nowym mieszkaniu! Will mieszkał wcześniej w małym, starym domku w naszym miasteczku. Jednak gdy zaczęło się tam robić ponuro postanowił tak jak inni odejść. Przeprowadził się do bloku w dużym mieście, jakieś 6 kilometrów od mojej wioski. Mówił mi, że żyje mu się w tym nowym miejscu o wiele lepiej. Miał teraz lepsze warunki do mieszkania. Jego mieszkanie było mniejsze od domu w którym mieszkał uprzednio, ale on się z tego powodu cieszy. Czuł się lepiej, gdy wszystko miał ładnie poukładane, a nigdzie nie było żadnego, pustego i zakurzonego miejsca. Jednak wcale nie miał tam ciasno, spokojnie mogłyby zamieszkać 3 osoby. Mieściły się tutaj 2 pokoje, kuchnia i łazienka. Z kuchni nie korzystał często, wolał jeść na mieście, dlatego nie zdziwiłem się, gdy jej wygląd nie zmienił się zbytnio. Na szafkach dalej była cienka warstewka kurzu, a talerze dalej stały niepoukładane tam gdzie trzeba. Usadził mnie szybko przy stole w małym, ciemnym salonie i pobiegł do sypialni. Na środku stołu był jego dziennik, jak zawsze obok znajdował się długopis, gotowy do pisania. Szanowałem własność i tajemnice innych, więc nie wziąłem go w ręce. W końcu wrócił trzymając mały kuferek.
- Będziesz pierwszą osobą z zaszczytem obejrzenia mojej najcenniejszej rzeczy. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego pięknego kamienia. - rzekł i otworzył kufer. Ciemny pokój rozjaśnił się od delikatnego niebieskiego światła, a moim oczom ukazała się dziwna skała. Mężczyzna wpatrywał się w nią jak zaczarowany. W końcu coś sobie przypomniałem.
- Możesz mi powiedzieć, skąd to masz? - spytałem. Wczorajszego dnia, gdy byłem w posiadłości tej bogatej rodziny... Ta pokojówka w swoim dzienniku, w ostatnim wpisie opisywała pewien kamień. Wspominała też o niebieskim świetle.
- Nie wiem, po prostu znalazłem go obok mojego łóżka, gdy się wczoraj obudziłem. Na początku postanowiłem nikomu nie mówić o tym znalezisku, ale w końcu przełamałem się, aby Ci to powiedzieć. Ufam Ci, a ty byś przecież nic nie zrobił z tą informacją kolego. - odpowiedział zdziwiony trochę tym pytaniem.
- I również tego dnia obudziłeś się z bólem nóg? - zadałem kolejne pytanie.
- Tak! – prychnął i odpowiedział. Więc to może on jest mordercą? Nie... jakby miał to zrobić przez sen... Chyba, że coś ukrywa. Postanowiłem się przyjrzeć bliżej kamieniowi i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń. Gdy go dotknąłem Will mnie odepchnął.
- NIE! NIE ODDAM! - krzyczał i zamknął kufer po czym odszedł na kilka kroków - Nie pozwolę go zabrać! WYNOŚ SIĘ! - wrzeszczał dalej i pobiegł do swojej sypialni zatrzaskując za sobą drzwi. A ja zostałem przy stole zdziwiony jego zachowaniem. Dalej miałem przed sobą jego dziennik. Postanowiłem jednak sprawdzić co jest w nim napisane. Otworzyłem na ostatnich wpisach. Nie zdziwiłem się jak znalazłem krótkie notatki. Nie lubił pisać dużo.
"22 Październik 2002 roku.
Obudziłem się rano, chociaż dalej byłem zmęczony. Nogi mnie bolały jak nie wiem. Czułem pod poduszką coś twardego, a gdy ją podniosłem moim oczom ukazał się piękny, świecący kamyk. Skąd się wziął? Nie miałem pojęcia. Był taki ładny, że mogłem patrzeć na niego w nieskończoność..."
Ten skrawek udowadnia, że mówił mi prawdę. Jednak czy dowiem się czegoś więcej?
"23 październik 2002 roku.
Niedługo przyjdzie do mnie Will. Kupiłem mały kuferek dla tego cudownego przedmiotu. Czułem, że nie mogłem się z nim rozstać ani na sekundę. Czy to szaleństwo? Nie... to tylko kamyk. Piękny, świecący, cudowny, czarujący mały skarb..."
Ten wpis był świeży. Postanowiłem wyrwać tą kartkę z dziennika i wrócić do swojego miejsca zamieszkania. Nic więcej bym tu już nie zdziałał, a mój przyjaciel ma na prawdę poważny problem. Gdy wszedłem do domu znalazłem na ziemi małą paczkę. Zaciekawiony czym prędzej wziąłem ją, wstąpiłem do kuchni i przy stole otworzyłem. W środku była butelka z winem, która wysłałem na badanie, był też pewien list. To na pewno wyniki.
"W winie nie znaleziono niczego szkodliwego zdrowiu, jednak co ciekawe dodane do niego było bardzo dużo środków nasennych."
Nasennych? Zbladłem na twarzy. Wiedziałem co to oznacza.
- Cholera jasna! - przekląłem na głos. Kobieta nie była martwa, po prostu spała. Gdybym sprawdził jej tętno wiedział bym to od początku. Popełniłem taki radykalny błąd! Po za tym sprawca musiał ułożyć ją w taki sposób, aby oddech był jak najmniej zauważalny. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał on godzinę 22:34. Trudno, będę musiał obudzić mieszkańców cudownego domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem z piskiem opon w stronę klienta.
Droga strasznie się dłużyła. Zaczęła się burza z piorunami, zaczął padać również deszcz. Jedna z błyskawic uderzyła w drzewo, powodując jego złamanie, a ono spadło na ulicę którą jechałem. Musiałem kontynuować podróż okrężną drogą, a ona była o wiele kilometrów dłuższa, więc nim dotarłem minęły dobre 2 godziny. Wpadłem do domu bez pukania, a gdy zobaczyłem mnie gospodarz bardzo się rozzłościł.
- Przepraszam pana, co pan tutaj robi o tak późnej godzinie, dopiero rozpoczął się kolejny dzień! - mówił głośno, ale dalej opanowanie. Ja jednak bez słowa pędziłem w stronę miejsca dokonania zbrodni. Otworzyłem drzwi na oścież, ale... ciała już nie było.
- Niemożliwe! - krzyknął zdziwiony gospodarz - Nikt tutaj nie wchodził, przysięgam panu.
- Nie musiał nikt tego robić. Kobieta żyła. Świadczy o tym to. - powiedziałem i wskazałem na kartkę, leżącą na biurku. Po jej dokładniejszych oględzinach okazały się nowym wpisem do zabranego przeze mnie wcześniej pamiętnika.
"On mnie woła, kamień jest blisko, a ja go odzyskam nie ważne za jaką cenę."
- Nie rozumiem, skoro ona żyła, co robiła nieprzytomna na ziemi? - pytał mężczyzna nie rozumiejący nic z całej sytuacji.
- To zbyt trudne do wytłumaczenia, jednak jestem blisko rozwiązania całej zagadki. - powiedziałem i wyszedłem. Ruszyłem w stronę swojego domu, aby zastanowić się nad sytuacją i odpocząć. Co mnie zdziwiło na mojej ulicy zapalone były wszystkie światła a ludzie wyglądali przez okna, wpatrując się w jeden punkt. Po krótkim czasie zauważyłem pewną klęczącą postać.

Wysiadłem z auta, wszędzie było jasno od różnych świateł z okien i latarek, po za tym świeciły się również reflektory mojego samochodu. Dojrzałem niebieski błysk i w końcu światło, które oświeciło już prawie wszystko. Kamień, trzymała czarnowłosa kobieta w płaszczu, na ziemi leżał zniszczony kufer, a klęczącym mężczyzną był Will... W końcu wycelował on rewolwerem w swoją skroń i wystrzelił, nim zdążyłem go powstrzymać. Upadł twarzą na ulicę, a z jego ręki wypadł jego dziennik, który otworzył się na stronie ostatniego wpisu... Przynajmniej, tam gdzie powinien ten wpis być. Kobieta zauważyła mnie.
- Oh, to ty panie detektywie - wypowiedziała swoim słodkim głosem. - Czy to nie ty zajmowałeś się sprawą mojej "śmierci"?
- Do cholery jasnej o co chodzi z tym kawałkiem skały! - krzyknąłem klękając obok martwego przyjaciela. Po chwili wyraz mojej twarzy zmienił się na pełen żalu.
- Ten kamień. - powiedziała i podniosła wyżej trzymany przedmiot - To nie jest zwykła rzecz. Daje on potęgę, o której zwykli ludzie mogą tylko marzyć. Potrafię kontrolować umysły każdego, kogo tylko zechcę. Niestety są wyjątki. - powiedziała i roześmiała się. Jej również odbiło na punkcie tego kamienia. Podniosłem powoli broń. - Ty jesteś jednym z nich.
- Czemu? - spytałem, bardziej zaciekawiony sytuacją niż zdenerwowany.
- Posiadasz potęgę, która opiera się sile kamienia. Twój przyjaciel za to umiał jak ja porozumieć z nim. Ja również nie rozumiem twojej odporności, ale i na ciebie znajdę sposób, tak jak na Willa. Kamień kazał mi zabić każdego. - rzekła i rzuciła zapałką pod domy, gdy nagle wybuchł wielki ogień. Ludzie zaczęli wyskakiwać przez okna i płonąc. Nie zwracali jednak na to uwagi. Po prostu ginęli bez słowa, jak na rozkaz.
- Przestań, nie ważne jak to robisz, przestań! - krzyczałem i podniosłem broń gotów do strzału - Wyrzuć ten kamień, ale już!
- Myślisz, że coś mi zrobisz strzelając z tej zabawki? - powiedziała ironicznie i wyciągnęła nóż, po czym rozcięła sobie żyły na dłoni. Co dziwne, rana szybko się zagoiła, a po chwili nie było już śladu. - Ja nie zginę, ale ty tak.
Strzeliłem w nią, ale jak mówiła, to nic nie dało. Nie chcąc tracić naboi zaprzestałem. Ona rzuciła zapałkę pod kolejne domy, rozpoczęło się to co poprzednio. Nie mogę jej zabić, ale jeśli trafiłbym kamień?
- Teraz ty. - powiedziała - Bądź grzeczny i sam się zabij, albo ja to zrobię tym nożem.
- W takim razie podejdź. - powiedziałem lekceważąco, a ona z uśmiechem zaczęła podążać w moją stronę. Gdy była już tak blisko, że mogłem wycelować w tajemniczy przedmiot zrobiłem to.
- Nie masz szans, opuść broń. - powiedziała.
- Nie celuję w Ciebie! - krzyknąłem i wcisnąłem w spust. Pocisk rozbił kamień, blask zniknął, a kobieta upadła z bladą twarzą na ulicę. Gdy w końcu w szoku zauważyłem, że trafiłem w mały punkt podszedłem do leżącej dziewczyny. Była martwa. Wszyscy byli martwi. Czułem się jak na cmentarzu z wykopanymi z grobów ciałami. Wokół było czuć smród spalonych ciał.
Na miejsce przyjechała policja, przesłuchano mnie a następnie wzięto na komisariat. Miałem dużo spraw w sądzie przez co i wiele problemów. W końcu zamknięto mnie w więzieniu na karę dożywotnią. Zostałem wzięty za szaleńca i mordercę. Dla mnie, i całej wioski już się wszystko skończyło. Sadzę jednak, że istnieje więcej takich skał jakie ja spotkałem. To tylko kwestia czasu, kiedy wyginiemy...

Ostatnio edytowany przez Deferdus (2014-09-19 23:03:48)


Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
http://lastlabs.pl/musicbar.php?username=Deferdus&color=lemon&unicode=no
http://osusig.ppy.sh/image5.png?uid=3636051&m=1

Offline

 

#2 2013-11-27 20:40:12

 Deferdus

Wojownik

7242199
Skąd: Krewlod
Zarejestrowany: 2010-12-31
Posty: 812
Miasto: Twierdza i Zamek
Kampania: Ostrze Armagedonu
Jednostka: Strzelcy, Kapłani
Bohater: Gelu
Magia: Nie określona

Re: Niebieska Poświata

Dodałem ciąg dalszy, wraz z zakończeniem.


Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
http://lastlabs.pl/musicbar.php?username=Deferdus&color=lemon&unicode=no
http://osusig.ppy.sh/image5.png?uid=3636051&m=1

Offline

 

#3 2014-09-19 23:07:11

 Deferdus

Wojownik

7242199
Skąd: Krewlod
Zarejestrowany: 2010-12-31
Posty: 812
Miasto: Twierdza i Zamek
Kampania: Ostrze Armagedonu
Jednostka: Strzelcy, Kapłani
Bohater: Gelu
Magia: Nie określona

Re: Niebieska Poświata

Poprawiona wersja.

- Połączyłem obie części w jedno
- Poprawiłem wiele błędów (ale wiele dalej jest)
- Nie śmierdzi już tak hińskimibajkami (zmiana miejsca akcji i imion bohaterów)

Chyba teraz trafi to do szerszej publiczności niż do napalonych otaku co lecą na każdą twórczość, której akcja dzieje się w Kraju Kwitnącej Wiśni.


Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
http://lastlabs.pl/musicbar.php?username=Deferdus&color=lemon&unicode=no
http://osusig.ppy.sh/image5.png?uid=3636051&m=1

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
przegrywanie kaset vhs poznań Serwis telefonów Kraków Cennik https://www.cha-lu.de skup samochodów zielona góra medycyna tropikalna warszawa